[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Coś w tym jest  w oczach Leopolda zabłysła iskierka zainteresowania,
a on sam wyprostował się na krześle.  W końcu jakie mają prawo, żeby trzymać
to dla siebie? Wiesz, to nie jest uczciwe, Anakreon przecież też coś znaczy.
 No widzisz, zaczynasz rozumieć. Pomyśl teraz, chłopcze, co się stanie, jeśli
Smyrno pierwsze zdecyduje się uderzyć na Fundację i zagarnie władzę? Jak my-
ślisz  długo uda się nam zachować niezależność i nie spaść do roli ich wasala?
Jak długo utrzymasz się na tronie?
Leopold wyraznie się ożywił.
 Powiem ci więcej  kiedyś, za panowania twego dziada, Anakreon za-
łożył bazę wojskową na Terminusie, planecie Fundacji  bazę, której wymagały
żywotne interesy naszej obrony. W wyniku machinacji przywódcy Fundacji, prze-
biegłego kundla, naukowca, w którego żyłach nie było ani jednej kropli niebie-
skiej krwi, zostaliśmy zmuszeni do wycofania się. Rozumiesz, Leopoldzie? Ten
łyk upokorzył twego dziada! Pamiętam go. Był niewiele starszy ode mnie, kie-
dy przybył tu, na Anakreona, ze swoim diabelskim uśmieszkiem i iście diabelską
przebiegłością, ufny w siłę stojących za nim pozostałych królestw, zjednoczonych
tchórzowskim sojuszem wymierzonym w wielkość Anakreona.
Leopold poczerwieniał, a iskra w jego oczach zamieniła się w błyskawicę.
 Na Seldona, gdybym był na miejscu dziadka, to mimo wszystko podjąłbym
walkę.
 Nie, Leopoldzie. Postanowiliśmy czekać. . . i zmyć hańbę w bardziej odpo-
wiednim momencie. Twój ojciec miał cichą nadzieję, nadzieję, którą przekreśliła
przedwczesna śmierć, że może jemu będzie dane to zrobić. . . Tak, tak!
Wienis odwrócił się na chwilę. Potem, jakby uciszając emocje, rzekł:
 Był moim bratem. Ale mimo to, gdyby jego syn. . .
 Nie, stryju, nie zawiodę go! Zdecydowałem się. Wydaje się, że najlepsze,
co może zrobić Anakreon, to zniszczyć to siedlisko intrygantów, i to natychmiast!
 Nie, nie natychmiast. Po pierwsze, musimy zaczekać, aż skończy się napra-
wa krążownika. Już sam fakt, że chcą się podjąć tej naprawy, świadczy o tym, że
boją się nas. Ci głupcy starają się nas ugłaskać, ale nie damy się zawrócić z drogi,
co?
Leopold uderzył pięścią w zwiniętą dłoń drugiej ręki.
78
 Nie! Dopóki ja będę królem  nie!
Usta Wienisa drgnęły w ironicznym uśmiechu.
 Poza tym musimy zaczekać, aż przyleci Salvor Hardin.
 Salvor Hardin!
Oczy króla zrobiły się okrągłe, a wojowniczy wyraz twarzy znikł z jego mło-
dzieńczej, pozbawionej zarostu twarzy.
 Tak, Leopoldzie, sam przywódca Fundacji przybywa na twoje urodziny 
prawdopodobnie po to, żeby wziąć nas na lep swoich słodkich słówek. Ale to mu
nic nie pomoże.
 Salvor Hardin!  ledwie słyszalnym głosem powtórzył król.
Wienis zmarszczył czoło.
 Boisz się tego nazwiska? To ten sam Salvor Hardin, który podczas swo-
jej poprzedniej wizyty rzucił nas na kolana. Chyba nie zapomniałeś o zniewadze
wyrządzonej królewskiej rodzinie? I to przez człowieka z gminu! Przez takiego
prostaka!
 Nie. Chyba nie. Nie, nie zapomnę. Nie zapomnę! Odpłacimy mu, ale. . . ale
trochę się boję. Regent wstał.
 Boisz się? Czego? Ty. . .  zdusił przekleństwo.
 Zaatakować Fundację. . . to. . . wiesz. . . to byłoby. . . eee. . . prawie święto-
kradztwo. To znaczy. . .  przerwał.
 Mów dalej.
Leopold rzekł zmieszany:
 To znaczy, jeśli rzeczywiście istnieje Duch Galaktyki, to on. . . eee. . . to
mogłoby mu się to nie podobać. Nie sądzisz?
 Nie  rzekł twardo Wienis. Usiadł i wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu.
 A więc tak bardzo obawiasz się Ducha Galaktyki? Oto skutek tego, że rośniesz
bez opieki i dziczejesz. Zdaje mi się, że zbyt chętnie dawałeś ucha temu, co mówi
Verisof.
 On dużo opowiadał. . .
 O Duchu Galaktyki?
 Tak.
 Słuchaj, młokosie, przecież on wierzy w to, co mówi, jeszcze mniej niż ja,
a ja w to w ogóle nie wierzę. Ile razy ci już mówiono, że to brednie?
 Tak, wiem o tym. Ale Verisof mówi. . .
 Niech szlag trafi Verisofa! To brednie. Leopold milczał, ale widać było, że
wewnętrznie buntuje się przeciw temu, co usłyszał. W końcu powiedział:
 Wszyscy w to wierzą. To znaczy w to, co się mówi o Proroku Harim Seldo-
nie, o tym, jak ustanowił Fundację po to, by strzegła jego przykazań, aby któregoś
dnia znowu nastał Raj Ziemski. Wierzą, że każdego, kto nie będzie przestrzegał
tych przykazań, czeka zagłada i wieczne potępienie. Wierzą w to. Przewodniczy-
łem uroczystościom świątecznym i jestem pewien, że w to wierzą.
79
 Tak, oni wierzą, ale my nie. I powinieneś się cieszyć, że tak jest, bo dzięki
ich głupocie jesteś królem z bożej łaski  i sam półbogiem. To bardzo wygod-
ne. Wyklucza możliwość buntu i zapewnia całkowite posłuszeństwo pod każdym
względem. I właśnie dlatego, Leopoldzie, musisz wziąć czynny udział w przygo-
towaniach do wojny z Fundacją. Ja jestem tylko regentem i człowiekiem. Ty jesteś
królem i nawet więcej niż półbogiem  dla nich.
 Myślę, że w rzeczywistości nie jestem półbogiem  powiedział król w za-
dumie.
 Nie, w rzeczywistości nie  odparł ironicznie Wienis  ale za takiego
uważają cię wszyscy, z wyjątkiem ludzi z Fundacji. Rozumiesz? Wszyscy oprócz
tych z Fundacji. Kiedy się ich usunie, nikt już nie będzie wątpił w twoją boskość.
Pomyśl o tym!
 A potem sami będziemy mogli korzystać ze skrzynek mocy w świątyniach
i statków, które latają bez ludzi, i świętego pokarmu, który leczy raka, i z całej
tej reszty? Verisof mówił, że tylko ci, którzy cieszą się łaską Ducha Galaktyki,
mogą. . .
 Verisof mówił! Verisof to, po Salvorze Hardinie, twój największy wróg.
Trzymaj ze mną, Leopoldzie, i nie przejmuj się nimi. Razem stworzymy na nowo
Imperium  nie tylko królestwo Anakreona, ale imperium obejmujące miliardy
słońc, wszystkie słońca
Galaktyki. Czy to nie brzmi bardziej zachęcająco niż obietnica Raju Ziem-
skiego?
 Taaak.
 Czy Verisof może ci obiecać więcej?
 Nie.
 Bardzo dobrze.  Jego głos brzmiał teraz prawie apodyktycznie.  Myślę,
że możemy uważać tę sprawę za załatwioną.  Nie czekał na odpowiedz.  Na
razie. Przyjdę pózniej. I jeszcze jedno, Leopoldzie.
Król odwrócił się, stojąc już na progu drzwi. Wienis uśmiechnął się, ale wzrok
miał twardy.
 Uważaj na polowaniach, chłopcze. Od czasu tego nieszczęśliwego wypad-
ku, który przydarzył się twemu ojcu, miewam nieraz złe przeczucia co do twojej
osoby. Nigdy nie można przewidzieć, co się może wydarzyć w tym zamieszaniu,
kiedy w powietrzu aż gęsto jest od strzałek z tych strzelb igłowych. Mam nadzieję,
że będziesz ostrożny. A z Fundacją postąpisz tak, jak ci mówiłem, co?
 Tak, na pewno  odrzekł Leopold unikając wzroku stryja.
 Dobrze  Wienis odprowadził bratanka spojrzeniem bez wyrazu i wrócił
do biurka.
Po wyjściu od stryja Leopolda opadły ponure myśli. Może rzeczywiście naj-
lepiej byłoby pokonać Fundację i zdobyć tę władzę, o której mówił Wienis. Ale
potem, po zakończeniu wojny, kiedy byłby bezpieczny na tronie. . . Uświadomił
80
sobie z przenikliwą ostrością fakt, że Wienis i jego dwaj aroganccy synowie są po
nim bezpośrednimi pretendentami do tronu.
Ale królem był on. A król może zgładzić kogo uważa za stosowne. Nawet
stryja i kuzynów.
4
Lewis Bort był najbardziej aktywnym, po samym Sermaku, członkiem hała-
śliwej Partii Akcji. Szczególnie zasłużył się przy pozyskiwaniu do niej różnych
dysydentów. Mimo to nie było go w składzie deputacji, która udała się do Salvora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl