[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej, i objąć ją ramieniem. Więc, odczekawszy małą chwilę, robię najpierw jeden krok do
niej, potem robię drugi, trzeci, w końcu siadam sobie na krawędzi łóżka, a tak blisko mej,
żem się omal piersi jej nie dotykał.
Ale wystarczyło, żebym pogłaskał ją po nagim ramieniu, bo rękawy u tej nocnej koszuli
miała diablo kuse, a ona już niczym ciernie:
Co ty? wykrzyknęła z pasją, strącając mi rękę z ramienia. Znów bierze cię
głupota? Znów? Cóż to, już jak świnia się robisz, jak prawdziwa świnia z chlewa, co ani
Boga, ani sumienia nie ma? Bo tam zaraz za przepierzeniem obcy ludzie, tu, obok mnie,
dziecko, a tobie... Wszyscy święci! Oszalał chłop, do cna mu rozum odebrało! i nagle: -=-
No, co tak jeszcze stoisz i stoisz? Bo znów chcesz czego i czekasz? Wynocha mi stąd!
Wynocha!
Ze zdziwienia, z boleśnie przykrego zdziwienia aż całym zesztywniał, bo ona, moja
Hanusa, tak do mnie? A za co? Za jakie przewinienie? %7łem się chciał przytulić do niej?
O, Jezu!" zaskowyczało, zaskwierczalo we mnie, a potem zaraz złą krew poczułem w
sobie i wściekłość poczęła mi żyły rozsadzać, i czarna morówka zaglądać już w oczy, taka
cholerna morówka, że zmiłuj się, Panie Jezu, nade mną!
Na szczęście nie była ona jeszcze tak straszna, ta morówka, i taka napinająca mnie do
najgorszych nawet rzeczy jak jednego razu przy ojcu, kiedy po tej majowej nocy z Hanusią
ledwom wszedł do izby, on do mnie, a stanąwszy przede mną, jak nie odwinie ręki i jak
nie gwiznie mnie przez twarz, aż mi się zapaliło przed oczami całe niebo gwiazd, a w uchu
wszystkie dzwony kościelne na wszystkie alleluje zaczęły równocześnie walić.
A za co, dlaczego sprawił mi ojciec taką frycówę? Bom po tym pierwszym kochaniu
wrócił do domu prawie nad samym ranem, a zaraz z wieczora donieśli mu ludzie, z kim to się
ja zadaję i jaką to będzie miał synową.
A że z ojca nie tylko raptus był jak nieszczęście, bo jeszcze i gębę rozwierał niczym
wrota, więc ledwo huknęło to trzaśniecie mnie przez gębę, zaraz się rozkrzyczał, rozpieklił, a
nawet pięścią zaczął walić w stół:
Ty, gospodarski syn, i z takim pomywaczem wchodzisz " w parady? A rodzinę chcesz
zakładać z kim? Z taką nagą bidą, co wszystkiego majątku ma tyle ino, co dół swojego
brzucha? A myślisz, ty, ty, głupi, marcowy żeniaczu, że ten dół brzucha to tylko dla ciebie
jednego będzie chować? Bo jej matka za młodu tak się cieką la i cipirzyła za chłopakami, że
wszystkich dworusów... a ona, ta twoja, miałaby...
Milczcie! zadarłem się, a cały byłem tak napięty, że mi krew omal nie chlusnęła ze
skroni na izbę, tom się nawet i do ojca zrazu porwał, żeby go rąbnąć, choćby mnie potem
miał zabić za to, alem się na szczęście w czas pohamował. Milczcie, bo zapomnę, żeście
mój ojciec! Jak Bóg na niebie, zapomnę!
Ale jak we mnie krew zagrała na ostro, to i w ojcu zagrała, a może nawet jeszcze
bardziej, bo taki sraluch, jakim byłem wtedy, miał śmiałość i odwagę wystąpić przeciw
niemu? Taki mleczak jeszcze?
Więc:
To zapominaj! wrzasnął i teraz już na całego garnie się do mnie, i muszę rzec, że
doszłoby do bitki jak jasny gwmt, gdy wtem matka chwyciła mnie przez pół i szarpnęła do
tyłu, a że niezgorszą krzepę miała w rękach, pomimo mego oporu i szarpaniny wyprowadziła
mnie z izby.
Tak to wtedy było, taka morówka zagrała wtedy we mnie! Przy Hanusi była, jak rzekłem,
słabsza, do tego a też szczęśliwie co mi miała powiedzieć, to powiedziała, więc i we
mnie niebawem jak w garnku, w którym wygotowała się już wszystka woda. Lecz w
myślach, czego również przedtem nigdy nie było, zaczęło się naraz snuć, a jak po sznurku,
tak równo i spokojnie.
Chciałem być inny niż wszyscy chłopi ze wsi. I żonę chciałem mieć inną. I jest tak, jak
chciałem. Bo ona jak prawdziwa pani, a ja: Franek tu, Franek tam! Franek zrób to,
Franek zrób tamto! Franek śpi) dzisiaj w chlewie i wynocha do niego, a co jutro, to
zobaczę, pomyślę jeszcze.
I A czy nie byłoby lepiej, jakbym był taki sam jak inni chłopi? snuje mi się dalej w
myślach tymi niedobrymi paciorkami słów. I żona moja żeby była taka sama jak inne? I
na handlach, gdyby na nie wyjechała, żeby zarabiała, jak zarabiają inne? I w domu żeby...
Cały dom żeby był na jej głowie i obora, nawet stajnia, a młócić, to może by nie młóciła
wespół ze mną? Albo i orać, kosić, wozem jezdzić!? Słowem, żeby była taka sama jak ja i
żeby pochodziła z takich samych jak ja! To i te sprawy by... Bierz ty, mój chłopie
serdeczny, mój ślubny chłopie, bierz, kiedy chcesz i ile chcesz!". A może i sama by mnie
jeszcze kusiła, podbechtywała do tego? Bo na pewno nie chorowałaby na takie dziwne
choroby, i w pantofelki by się nie ubierała, i w nocne koszulki, takie wy- dziwasy
fanaberyjne, jakby jej wciąż było osiemnaście lat Ba przypomniałem sobie jeszcze i
szczoteczki do zębów by nie miała!
Bo do tylu różnych miastowych bawitek i tę szczoteczkę podleciało ją coś kupić sobie, żeby
jak powiedziała do mnie, a nie bez pańskiej, wyniosłej miny nie śmierdziało jej z ust.
Boże, też wymysł! %7łeby z ust jej nie śmierdziało. Czy nie głupie bawitko? A ze wszystkich,
jakie miała, chyba najbardziej męczące, bo raz go tylko popróbowała, przejechała nim po
zębach we wte i we twe, po czym zaraz wyjęła je, w grobowym milczeniu okręciła w tę samą
bibułkę, w której było, i schowała do szafki. Cóż to, nie będzie już więcej używać tej
szczoteczki, bo z ust jej już pachnie, a nie śmierdzi? Tak to wszystko było.
Ale... Ale czy inna pomyślałem sobie zaraz czy każda inna byłaby taka jak moja
Hanusia? To co za radość miałbym z nią f przy niej? Co za szczęście? %7łe obora byłaby pełna
bydła, a gospodarka wszelakiego dobytku? I że harowałaby, 1 za mnie, i za siebie? I do
łóżka by mnie ciągała stale, jak często by chciała? Ale to byłaby obca, ze wszystkim obca
kobieta, co by mi więc było z niej? Jak z każdej obcej. A przy Hanusi to i łzy są dobre, i to
chlaśnięcie mnie przez gębę nie boli, bo to od niej, od mojej Hanusi!
I z głową zwisłą nagle w dół powiadam: Nie gniewaj się, Hanuś! Opętało mnie jakieś
zło, bom już tak dawno nie miał... Ale dodaję szybko już idę do stajni, idę, bo to nawet
mądrze, żeby Jadzia z tobą spała. A jak jesteś taka umordowana, to nie wstawaj jutro, a polez
sobie przez cały dzień, wypocznij, ja raniutko i wody naniosę, i drzewa na ogień narąbię, I w
piecu rozpalę, no, wszystko co do szczegółu zrobię. Nawet
siew sam dokończę, bo co tam! Tyle tego siewu, co kot napłakał, bo aby małe stajoneczko.
Potem pochyliłem się nad klepiskiem izby, podniosłem z niego najpierw spodnie,
cajgowe, prześmierdle gnojem i potem, następnie z takiego samego materiału kaftan, a też
wyświechtany, że prawie zrobić z niego stracha na wróble, ale dla mnie do roboty akurat, w
końcu buty, grymułowate buciory, piątek-świątek brudne i z grudami zaschłego błota i
licho wie czego jeszcze, bo aby po obejściu w nich chodziłem i w pole do roboty. Ubrałem
się w to wszystko i wyszedłem, a właściwie tom się wygrajdał z izby.
W kuchni długą chwilę rozglądałem się dokoła, jakbym był niespełna rozumu, potem
przypomniałem sobie, żem nic nie jadł na kolację, i momentalnie złapał, ścisnął mnie głód, aż
mi się zakręciło w głowie jak po wódce, więc nuże! pruciać po garnkach za mlekiem. A po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]