[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na pokład furknęła.
Chciał zaraz korzystać z tego Konrad, ale bał się onieśmielić ją zbytnim pośpiechem, za-
czekał. Dopiero gdy ojciec z córką, gwarząc, rozchodzili się po pokładzie, z wolna z ukłonem
przystąpił do kapitana i jego córki i powoli odezwał się kłaniając:
 Signor capitano! śliczna córka wasza biednego wędrowca z dalekich stron gościnnie
przyjęła na pokładzie statku, ma więc i on prawo prosić, aby tę bardzo ubogą pamiątkę przy-
jęła od niego.
To mówiąc, rozwinął śliczny złocisty różaniec z bursztynów wielkich jak laskowe orzechy
i oddał go zarumienionej Cazicie, która z obawą, radością i niepokojem jakimś na skinienie
ojca go przyjęła.
Kapitan rękę Polakowi uścisnął.
 Dziękuję wam ze szczodrość waszą  rzekł  lękam się tylko, by datek nie był za wspa-
niały.
 Proszę sobie nie wyobrażać, aby w naszym kraju rzeczy te kosztownymi były  odparł
Konrad  wstyd mi małej jego wartości... Ale to owoc naszej ziemi, morze go u nas wyrzuca,
jak wiecie, i morze go robi w swym łonie ze skamieniałej drzew żywicy.
Cazita przypatrywała się, uśmiechając, różańcowi i bawiła nim... niezmiernie jej było pilno
pochwalić się przed ciotką, ale nim uciekła, odezwała się, wlepiając oczy w Konrada:
 Bądzcie pewni, że póki życia, tej pamiątki z waszego morza, waszej ziemi i waszej do-
broci nikomu nie oddam, nigdy nie rzucę. Za was na nim modlić się będę.
Tych słów kilka wymówiła, okrywając się cała rumieńcem szkarłatnym, uśmiechnęła się,
spojrzała raz jeszcze i po wschodkach jak uragan spadła do izdebki, wysoko nad głową niosąc
zdobycz swoją, którą podrzucała i igrała po dziecinnemu.
Ciotka, która drzymała na poduszkach, zerwała się, przestraszona.
 Co się stało!  zawołała.
 Patrz! patrz! co mi za tę fiascone wina ofiarował piękny ów, polski młodzieniec... co za
cudny sznur bursztynów... jaki śliczny krzyżyk przy nim!
Anunziata, która już była poczęła podziwiać bursztyny, zobaczywszy krzyżyk, puściła je z
rąk i siadła widocznie zachmurzona.
 Cóż to! czy się wam nie podobało?
 Te dzieci to nic nie wiedzą!  zawołała Anunziata.  Powiem ci, to jest zły dar! zły dar!
 Jak to? cóż w tym może być złego?  przerwała Cazita smutnie prawie  ofiarował mi go
przy ojcu, ojciec przyjąć dozwolił, wszelkie formalności zachowane. Cóż złego?
 Czyż nie wiesz  dodała ciotka  że rzeczy świętych kawaler kobiecie dawać nie powi-
nien, bo one są złą przepowiednią!
 Złą przepowiednią!  bledniejąc powtórzyło dziewczę.  Ani ja, ani on o tym nie wie-
dział pewnie.  I stanęła zamyślona.  E! ciotko Anunziato  rzekła po chwili  zle to ludzie
wymyślili te niedorzeczności; czyż może być co złego w tym, co święte i pobożne? Jużcić
szatan nie mógł zamknąć się w bursztynie, tak jak w nim czasem komary i muchy bywają
zalane...
Ciotka potrząsnęła głową.
24
 Kto to tam zbada biedną ludzką głową, dlaczego jedno zło oznacza, a drugie dobro wró-
ży, czemu pogodny zachód dla żeglarza czasem burzę zwiastuje, a chmurny ranek dzień po-
godny?
 Otóż ja się mojego różańca nie boję!  zawołała Cazita i całując krzyżyk, szepnęła: 
Odtąd na innym się modlić nie będę...
I zarzuciwszy go sobie na szyję, dobyła zwierciadełka.
 Jest mi z nim bardzo ładnie!  rzekła  patrz, Anunziato!
 A w czymże tobie niepięknie, póki masz te lata!  mówiła stara  skomponuj co takiego,
aby mnie w tym było pięknie, to dopiero sztuki dokażesz...
Cazita parsknęła śmiechem... i na tym się skończyło.
Szybko po zachodzie słońca noc zaczęła zapadać ciemna, gwiazdzista, a coraz chłodniej-
sza... zwinięto trochę żagli, podwojono ostrożności, odsunął się statek nieco od brzegów, za-
palono w izdebce lampę przed Madonną, niektórzy z podróżnych powoli zaczęli się zabierać
do snu.
Cazita rzuciła się na swe poduszki, wieczorną zmianę stroju poczynając od włosów i klej-
notów, którymi była obwieszona.
Powoli pokład, dosyć ożywiony we dnie, stawał się coraz cichszym; snuli się po nim tylko
majtkowie, przechadzał kapitan, doglądając, czuwał sternik u rudla; reszta nie lubując się w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl