[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawa i wiele jeszcze trzeba się nauczyć.
* * *
Kwaterę oczywiście Sieńka znalazł  w końcu to Moskwa, nie Sybir.
Wsiadł w zaułku Teatralnym do dorożki, zapytał, gdzie przyjezdny może
się zatrzymać w przyzwoitych warunkach, a dorożkarz zawiózł go z
fasonem do pensjonatu madame Borisenko na Trubnej.
Pokój był naprawdę wspaniały, Sieńka nigdy jeszcze w takim nie
mieszkał. Duży, białe firaneczki, łóżko z błyszczącymi metalowymi
gałkami, na nim puchowa pierzyna. Rano herbata z samowara i
drożdżowe bułeczki, wieczorem, na żądanie, kolacyjka. Poza tym
sprzątanie, w korytarzu umywalnia i ubikacja  nie taka, oczywiście,
jak u Zmierci, ale także czysta, można siedzieć i czytać gazetę. Słowem,
królewski pałac. Koszt, co prawda, także niemały, trzydzieści pięć rubli
miesięcznie. W porównaniu z Chitrowką, gdzie człowiek przenocuje za
pięć kopiejek, obłędna drożyzna, ale jeśli ma w kieszeni prawie dwa
tysiące, może sobie na to pozwolić.
Sieńka roztasował się w pokoju, nacieszył oczy nowymi rzeczami,
powiesił je i rozłożył w szafie na wysoki połysk i usiadł przy oknie, żeby
popatrzeć na plac i pomyśleć nad tym, jak dalej żyć na świecie.
Wiadomo: każdy człowiek zazdrości innym, a na własny los kręci
nosem. Sieńka całe życie marzył o bogactwie, chociaż w głębi duszy
wiedział, że na zawsze pozostanie golcem. Jednak Bóg wszystko widzi i
wysłuchuje każdej prośby. Najwyższy kieruje się własnymi racjami,
niepojętymi dla maluczkich. Kiedyś pewien chromy, bezdomny kaleka
mówił w herbaciarni: Bóg najciężej cię doświadcza, kiedy spełnia
wszystkie twoje życzenia. Bierz, marzycielu, coś chciał, i udław się.
%7łądałeś wiele, otrzymałeś wszystko, sługo boży, a czego teraz
zapragniesz?
Właśnie tak było i z Sieńka. Bóg mu powiedział:  Chciałeś dóbr
doczesnych, chłopcze? Więc je masz. I co dalej?
Bez forsy marnie się żyje, to fakt, ale bogacz także nie ma słodkiego
życia.
No dobrze, najadł się Sieńka do rozpęku, samych ciastek w cukierni
wsunął osiem (aż go po nich brzuch rozbolał), kupił przyodziewek,
znalazł przyzwoite lokum, i co dalej? O czym pan marzy, czego pragnie,
Siemionie Trifonowiczu?
Jednakże w nastroju owego filozoficznego smutku, wywołanego
niewątpliwie wzmiankowanymi ciastkami, pozostawał Sieńka niezbyt
długo, gdyż marzenia  w liczbie dwóch, ziemskie i niebiańskie 
same zrodziły się w jego głowie.
Ziemskie dotyczyło tego, jak z wielkiego bogactwa zrobić jeszcze
większe. Jeśli już nadano mu ksywkę Skorik, nie może zasypiać gruszek
w popiele, musi ruszyć głową.
Nawet głupi zrozumie, że wszystkie srebrne pręty, które teraz leżą w
podziemiach, po wydobyciu na powierzchnię można będzie sprzedać
tylko na wagę. Skąd wziąć tylu lekcjonerów, żeby każdy kupił po
jednym pręcie?
No dobrze, policzmy, ile by to wyniosło, gdyby sprzedać pręty na
wagę. Jest ich tam& do diabła i trochę. Z pięćset sztuk co najmniej.
Każdy waży pięć funtów. Czyli razem dwa i pół tysiąca, zgadza się?
Aszot Aszotycz mówił, że zołotnik srebra wart jest dwadzieścia cztery
kopiejki. Funt to dziewięćdziesiąt sześć zołotników. Dwa i pół tysiąca
razy dziewięćdziesiąt sześć razy dwadzieścia cztery to daje&
Sieńka aż sapnął i usiadł, żeby pomnożyć liczby na papierze, jak go
kiedyś uczyli w handlówce. Chodził tam krótko, trochę też zapomniał
liczyć  rachunek nie wychodził.
Spróbował inaczej, prostszym sposobem. Samszytow mówił, że pręt
zawiera czystego srebra za sto piętnaście rubli. A więc pięćset prętów 
coś koło pięćdziesięciu tysięcy. Czy pięciuset?
Zaraz, zaraz, przywołał się do porządku Skorik. Aszot Aszotycz
zapłacił po czterysta rubli za pręt i z pewnością nie ze swoją krzywdą.
Lekcjonerom sprzeda je pewnie po tysiączku za sztukę.
Skoro te poczerniałe patyki są takie cenne, dobrze byłoby samemu
nimi pohandlować, bez pośrednictwa Samszytowa. Sprawa oczywiście
nie jest prosta. Najpierw trzeba będzie sporo się dowiedzieć. Przede
wszystkim poznać prawdziwą wartość prętów. Dostarczyć je wszystkim
moskiewskim nabywcom. Potem tym z Pitra. A pózniej może nawet
dotrzeć do zagranicznych. Trzeba będzie pręty trochę przetrzymać i
wciskać je po jednej sztuce tym durniom, którzy gotowi są zapłacić za
nie więcej, niż wypada według wagi. A potem, kiedy ci wszyscy już je
będą mieli, resztę prętów można opylić jako złom do przetopienia.
Od tych handlowych kombinacji Sieńka aż się cały spocił. Niezle
trzeba w tym fachu kręcić głową! Po raz pierwszy pożałował, że nie
mógł się uczyć. Nawet nie umie porządnie obliczyć przyszłych zysków.
Czyli co?&
To jasne. Musi wszystkie zaległości nadgonić, odrobić. Pozbyć się
prostackich manier, opanować sztukę kulturalnej rozmowy, arytmetykę,
nauczyć się porządnie pisać, no i liznąć trochę jakiejś cudzoziemskiej
mowy, na wypadek gdyby przyszło mu robić interesy po różnych tam
zagranicach.
Od tych myśli aż mu dech zaparło.
A przecież to na razie tylko ziemskie marzenie, nie to najważniejsze.
Od drugiego, niebiańskiego, Sieńce zakręciło się w głowie.
To znaczy, tak naprawdę drugie też było ziemskie, może nawet
bardziej niż pierwsze, tyle że rozpalało nie głowę, gdzie jest mózg, ale
serce  tam gdzie dusza. Chociaż w brzuchu i innych częściach ciała
także robiło się Sieńce gorąco.
To dawniej był wypędkiem, gówniarzem i nie mógł nawet myśleć o
Zmierci, ale teraz, jeśli będzie postępował rozsądnie, może zostać
najpierwszym moskiewskim bogaczem. A wtedy, rozmarzył się Sieńka,
całe swoje ogromne pieniądze, cały majątek ciśnie jej do stóp, uwolni ją
od Księcia i Wampira, wyleczy z narkotycznej choroby i wywiezie, hen,
daleko  do Tweru (to podobno piękne miasto) albo jeszcze dalej. Może
nawet do Paryża.
To nic, że Zmierć jest starsza. Jemu także niedługo zamiast puszku
wyrosną wąsy i broda, zmężnieje, stanie się dorosły. Może też sobie
ufarbować skronie na siwo, żeby wyglądać jak Erast Pietrowicz.
Dlaczego nie? To bardzo twarzowe.
Tylko kiedy pojadą ze Zmiercią do ślubu, trzeba będzie się trzymać z
dala od rzeki, ominąć nadbrzeżny bulwar, żeby nie wpaść do wody i nie
utonąć. Strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Sieńka już sobie wyobrażał i ślub, i przyjęcie weselne w restauracji
 Ermitaż , ale dobrze wiedział, że same pieniądze to za mało. Zmierć
miała wielu bogatych wielbicieli i kochanków, to dla niej nie nowina.
Prezentami też jej nie przekupi. Trzeba z szarego wróbelka przemienić
się w białego sokoła, wzbić się wysoko, a dopiero potem przyfrunąć do
takiej łabędzicy.
I znów wracał Sieńka myślami do sprawy wykształcenia i kulturalnych
manier, bez których nigdy nie zajdzie wysoko, choćby miał największy
majątek.
Na placu  widział z okna  była księgarnia. Poszedł tam i kupił
mądrą książkę pod tytułem %7łycie w wielkim świecie i w domowych
pieleszach  o tym, w jaki sposób należy się zachowywać w
przyzwoitym towarzystwie, żeby nie wylecieć stamtąd jak z procy.
Zaczął czytać i aż mu się gorąco zrobiło. Boże kochany, czego tam nie
było! Jak się komu kłaniać, jak babom, to jest damom, całować rączki,
jak prawić komplementy, jak się ubierać na różne okazje, jak wchodzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl