[ Pobierz całość w formacie PDF ]

doglądał napełniania beczkowozu.
Ze wzgórza zbiegła Pamela Fenton z Zacharym.
- Co możemy zrobić? - spytała głośno.
Kane popatrzył na syna z uczuciem ulgi. To jego dziecko nigdy nie będzie narażone na
niebezpieczeństwo pracy w kopalni. Położył mu rękę na głowie i zwrócił się do Pam:
- Poszukaj jakichś przyjaciółek do pomocy i zgromadzcie wszystkie namioty, jakie są w
tym mieście. Jedz do mojego domu i dowiedz się, co Houston zrobiła z tymi dużymi
namiotami, które miała na wesele. Trzeba wszystkie namioty zawiezć na górę, do
kopalni.
- Chyba Zach jest jeszcze za mały, żeby patrzeć na to, co się tam stało - powiedziała
Pamela. - Czasami te eksplozje mogą być...
Kane opanowywał się przez cały dzień, ale teraz wybuchnął.
- To wy! - wrzasnął jej prosto w twarz. - To wy, Fentonowie, spowodowaliście to wszystko.
Gdyby kopalnie nie były takie niebezpieczne i twój ojciec nie żałował tak swoich
ukochanych pieniędzy, nic takiego by się nie wydarzyło. Ten chłopak jest moim synem i
jeżeli tamte dzieci mogą umierać w kopalniach, to on nie jest za młody, żeby widzieć
śmierć, którą spowodował twój ojciec. A teraz, kobieto, wez się do roboty, bo przypomnę
ci, kim jesteś, i pamiętaj, że w tej chwili najchętniej bym widział twojego ojca martwego.
Kiedy przestał krzyczeć, zauważył, że ludzie zatrzymali się koło niego i patrzyli zdumieni.
Edan zszedł z wozu i przerwał tę scenę.
- Będziemy tak stać cały dzień? Ty! - krzyknął do młodego chłopaka. - Załaduj tę
skrzynkę fasoli, a ty posuń ten wóz, zanim konie na siebie powłażą.
Ludzie powoli zaczęli wracać do swych obowiązków. Myśli Kane a były przy tych, których
śmierć spowodował Jakub Fenton. Mimo tego, co powiedział Pameli, nie pozwoliłby,
żeby Zach pojechał wozem z kim innym. Musi czekać, aż on sam pojedzie.
Słońce już prawie zachodziło, kiedy Kane wreszcie wdrapał się na wóz i ruszył w drogę
do kopalni Mała Pamela. Zach siedział obok niego i odezwał się dopiero, gdy ujechali
kawał drogi.
- Czy mój dziadek naprawdę zabił tych ludzi? To rzeczywiście była jego wina?
Kane zaczął opowiadać synowi, co sądzi o Fentonie i jak miłość do pieniędzy zrobiła z
niego oszusta, ale powstrzymał się. Bez względu na to, jaki jest ten stary, jest to dziadek
Zachary ego i chłopiec ma prawo go kochać.
- Wiesz, że czasami ludzie się gubią z powodu pieniędzy. Myślą, że pieniądze dadzą im
w życiu wszystko i starają się je zdobyć za wszelką cenę. Choćby mieli oszukać albo
zabrać komu innemu, uważają, że dla zdobycia pieniędzy można zrobić wszystko.
- Mama mówi, że ty jesteś bogatszy niż dziadek. Czy to znaczy, że oszukiwałeś albo
kradłeś?
170
- Nie - odpowiedział miękko Kane. - Chyba miałem szczęście, bo musiałem tylko
zrezygnować z życia, żeby zdobyć pieniądze.
Resztę drogi do kopalni przebyli w milczeniu. Kane znów okropnie przeżył wjazd na teren
katastrofy. Przed wejściem do kopalni leżało osiem nie okrytych ciał, które miały być
zabrane do maszynowni, gdzie pracowała Blair z drugą lekarką i dwóch lekarzy.
Houston, z rozwianymi włosami i w zakurzonej sukni, pobiegła na tył wozu Kane a, gdy
otwierał klapę.
- To jest wspaniałe, co zrobiłeś - zaczęła, wyjmując puszkę z mlekiem skondensowanym i
wręczając czekającej kobiecie. - Naprawdę nie masz żadnych zobowiązań. Ty...
Wziął od niej ciężką skrzynkę.
- Ja też mieszkam w tym mieście i w pewnym sensie kopalnie należą do mnie. Gdybym
je odebrał Fentonowi, może zdołałbym zapobiec temu, co się stało. Houston, wyglądasz
na zmęczoną. Może wróciłabyś do domu odpocząć?
- Potrzebują wszystkich. Ratownicy zatruwani są gazem i mają trudności w dotarciu do
zasypanych.
- Hej, daj no coś do picia - rozległ się za nimi znajomy głos, a kiedy Kane odwrócił się,
zobaczył, że to stryj Rafę idzie trzymając kubek na wodę.
Houston nigdy jeszcze nie widziała męża tak uradowanego. Walnął stryja w plecy tak, że
kubek wyleciał mu z rąk. Rafę powiedział parę odpowiednich słów na temat
bezpośredniości Kane a, a gdy skończył przeklinać, mrugnął do Houston i podążył znów
do kopalni.
Kane ruszył za nim. Po chwili zobaczył wychodzącego z kopalni usmolonego Leandera.
Podał mu naczynie z wodą.
- Dużo jeszcze?
Lee pił łapczywie.
- Za dużo. - Uniósł ręce i przyjrzał im się. - Ciała są spalone, a kiedy ich dotykasz, skóra
odchodzi i zostaje ci na rękach.
Kane nie potrafił nic powiedzieć, ale pomyślał o człowieku, który był za to wszystko
odpowiedzialny.
- Dzięki za żywność - powiedział Lee. - Nie masz pojęcia, jak to pomogło. Jutro będzie tu
więcej ludzi, prasa, krewni, inspektorzy, ludzie z rządu i ciekawscy. O jedzeniu często się
zapomina. Muszę wracać - powiedział, odwrócił się i odszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl