[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W czym mogę pomóc?
Siostra o okrągłej twarzy, ubrana w granatowy habit i welon z koronki, zadała Baldicmu pytanie zza
starej lady recepcji.
Chciałbym się zobaczyć z Jego Eminencją Stanisławem
Dziwiszem.
- Był ksiądz umówiony? zapytała dociekliwa mniszka.
Nie. Ale Jego Eminencja dobrze mnie zna. Proszę mu powiedzieć, że przyszedł ojciec Giuseppe
Baldi z Wenecji. To pilne. Poza tym powiedział, potrząsając listem otrzymanym dwa dni wcześniej
na pewno chętnie się ze mną spotka.
To rozstrzygnęło sprawę. Koperta ze stemplami Sekretariatu Stanu zadziałała jak tajne hasło.
Mniszka potrzebowała kilku sekund, żeby wcisnąć odpowiednie przyciski na swojej centrali i
przekazać wiadomość dalej. Wycedziwszy krótkie Dobrze, przyjmie księdza", które Baldi przyjął z
satysfakcją, kobieta poprowadziła go długimi korytarzami wprost do gabinetu polskiego kardynała.
To tutaj powiedziała przed kolejnymi niepozornymi drzwiami. Może ksiądz wejść bez
pukania.
Przeszedłszy przez próg, ksiądz z Venetto zobaczył, że przez okna pomieszczenia widać było kopułę
Bazyliki Zwiętego Piotra i znaczną część stu czterdziestu figur z kolumnady Berniniego. Widoku
dopełniały pełne pogańskich motywów
wspaniałe renesansowe arrasy zdobiące najciemniejszy kąt pokoju.
Giuseppe! Mio Dio! Kopę lat!
Dziwisz był średniego wzrostu. Nosił wspaniałą purpurową sutannę świadczącą o jego pozycji. Miał
twarz dobrze ogolonego polskiego drwala, przez co sprawiał wrażenie zimnego jak głaz, i błękitne
oczy badawczo przyglądające się wszystkiemu zza grubych szkieł okularów. Kardynał podniósł się z
fotela z czarnej skóry i długimi krokami przemierzył niewielką odległość dzielącą go od gościa. Pokój
pachniał drogimi perfumami i środkiem czyszczącym używanym przez watykańskie służby porząd-
kowe.
Baldi pocałował z szacunkiem pierścień i krzyż, który kardynał nosił zawieszony na szyi, po czym
padł mu w ramiona. Następnie usiadł naprzeciwko jego biurka. Zanim założył nogę na nogę,
wygładził sutannę i zerknął na teczki^ i koperty piętrzące się między nim a kardynałem. Niepotrzebny
był żaden wstęp. Kardynał i benedyktyn znali się od wielu lat, jeszcze z czasów seminarium we
Florencji. Dzielili tam swoje zainteresowanie prepolifonią i najszczytniejsze ideały swojego kierunku.
To Jego Ekscelencja Dziwisz, pochodzący z Krakowa bliski przyjaciel papieża, przedstawił Baldiego
w latach pięćdziesiątych koordynatorom prac nad chronowizją, kiedy ten był jeszcze zupełnym
żółtodziobem.
Pózniej ojciec Giuseppe dowiedział się, że Dziwisz był Zwiętym Janem. Mistykiem. Odpowiedzialnym
za pilnowanie, żeby chronowizja nie przekroczyła nigdy granic wiary. To również dzięki niemu Baldi
został pełnoprawnym członkiem zespołu. Między tymi ludzmi nie powinno być miejsca na tajemnice.
A jednak było.
- Zwietnie się składa, że mogłeś się ze mną zobaczyć, Giuseppe powiedział kardynał. Nie
wiedziałem, jak cię powiadomić o tym, co się stało ze Zwiętym Mateuszem, z ojcem Corso, dziś
rano... Kardynał ściszył głos.
Właśnie o tym chciałem rozmawiać z Waszą Eminencją rzekł Baldi.
Ach tak? zdziwił się kardynał. Ton głosu jego podwładnego wyrażał całkowite posłuszeństwo.
Wiesz już o wszystkim?
Dowiedziałem się godzinę temu. Widziałem samochody policyjne zaparkowane przed jego domem.
Byłeś u niego? Dziwisz się zachmurzył, to było złamanie etycznego kodeksu czterech
ewangelistów.
Cóż... W pewnym sensie winę za to ponosi list Waszej Eminencji. I zdawkowy rozkaz, żebym
przyjechał do Rzymu zdać sprawę z mojego spotkania z hiszpańskim dziennikarzem.
Bo o to właśnie chodzi, prawda?
Obawiam się, że tak, Giuseppe. Znowu.
Przysięgam, że ja nie... Kardynał przerwał mu gwałtownie.
Nie usprawiedliwiaj się! powiedział, po czym zniżył głos i pochylił się ku niemu nad biurkiem:
Zciany mają uszy.
Dziwisz wyprostował się ponownie i wrócił do swojego zwykłego tonu. Wenecjanin zrozumiał. Mimo
że był koordynatorem prac nad chronowizją i jego sprzymierzeńcem, kardynał był również jednym ze
strażników tradycji. Pełnił trudną funkcję podwójnego agenta. Trudną i dwuznaczną. Dlatego Baldi
nigdy mu nie ufał.
To nie ja was wezwałem dodał. Wasi kaci należą do Kongregacji Doktryny Wiary. Do
Zwiętego Oficjum. Ale
wiesz co? Teraz to jest zupełnie nieważne, przyjacielu. Po śmierci pierwszego ewangelisty wszystko
się zmieni. Papież interesuje się chronowizją. Obawia się, że stracimy nad nią kontrolę i że zostaną
ujawnione sprawy, które powinny pozostać w ukryciu. Rozumiesz?
Kardynał zacisnął ręce na oparciach fotela, pochylając się nad dzielącymi ich papierami.
Najgorsze z tego incydentu jest to ciągnął że nadal nie wiem, czy była to przypadkowa
śmierć, czy nie. Policja nie zdążyła jeszcze uzupełnić raportu, a wyniki sekcji zwłok będą znane
dopiero wieczorem. A jednak... Dziwisz w zamyśleniu złączył dłonie. Najbardziej martwi mnie
to, że Corso wiedział o pewnych sprawach związanych z chronowizją, o których ty nie byłeś
informowany, a które mogły przeciec poza nasz krąg.
Przeciec? Baldi osłupiał.
- Tego się obawiamy. Ktoś wymazał z jego komputera wszystkie dane. Jeden z watykańskich
techników przejrzał już twardy dysk i mówi, że został sformatowany dwadzieścia minut przed
śmiercią ojca Corso. Ktoś przerzucił całą zawartość na inny dysk. Mamy więc powody, żeby przypusz-
czać, że z jego gabinetu zaginęła dokumentacja o ogromnej wartości.
Co to za dokumentacja?
Stare papiery, ale również notatki z eksperymentów. Pod niedowierzającym spojrzeniem ojca
Baidiego Dziwisz
zmienił ton.
- Objęliśmy cię kwarantanną, rozumiesz? Nie mogliśmy ryzykować, że przypadkiem rozgadasz się na
temat projektu, przekażesz prasie informacje, zwłaszcza te, którymi dysponował Zwięty Mateusz.
Podejrzewacie kogoś konkretnego, Eminencjo?
- Mam na oku kilku kandydatów. Ci z Kongregacji Doktryny Wiary dostają szału na samą wzmiankę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]