[ Pobierz całość w formacie PDF ]
francuskich, które z pewnością nie okażą się dla pana przychylne, a w dodatku
przekona się pan, że proces będzie nużący, ciągnący się w nieskończoność i
niezmiernie kosztowny.
Hrabia został pokonany i był tego w pełni świadomy. Próbował zebrać
myśli, by dojść swoich praw, ale gdy wciąż jeszcze szukał słów, markiz
powiedział:
- Pozwoli pan, że odprowadzę go do powozu. Mówiąc to przeszedł przez
salon, a hrabia spojrzał na Teresę, jakby pragnął ją przekląć, ale nie znalazł
właściwych słów. Poszedł więc śladem markiza stąpając ciężko, jakby nagle
poczuł się ogromnie zmęczony i zrezygnowany. Teresa słyszała ich kroki w
holu, ale markiz musiał zlecić odprowadzenie hrabiego do powozu służbie, bo
prawie zaraz wrócił do salonu, zamykając za sobą drzwi.
Teresa nie ruszyła się ze swego miejsca, stała drżąca, zaciskając dłonie.
Markiz ledwie na nią spojrzał, ale usiadł na zajmowanym uprzednio fotelu i
przeszedł na francuski:
- Szkoda, że nie zwierzyłaś mi się ze swojego sekretu! Miałem przez to
trudniejsze zadanie, ale chyba twój stryj zrozumiał, że jest bezsilny.
Markiz mówił bardzo spokojnie i Teresa zorientowała się, że wstrzymuje
oddech, a ponieważ poczuła nagle, że nogi majak z waty, usiadła na
najbliższym krześle.
- Był pan cudowny...! - rzekła roztrzęsionym głosem. - Tylko teraz musi mi
pan pomóc... wskazać, dokąd mogę pójść, bo kiedy stryj odkryje, że powiedział
mu pan nieprawdę, wróci tu z pewnością. - Markiz milczał, więc po chwili
podjęła: - Potrzebuje rozpaczliwie mojej fortuny, żeby utrzymać posiadłość i
znajdującą się na jej terenie Rezydencję.
- Więc twój ojciec był poprzednim hrabią - stwierdził markiz. - Spotkałem
go kiedyś w Paryżu.
Teresa zesztywniała, a do jej głosu wkradł się twardy ton.
- Papa... gustował w rozrywkach, jakich dostarcza Paryż... do domu wracał
tylko wtedy, kiedy potrzebował nowej partii pieniędzy od mamy... żeby wydać
je na kobiety, które tam podejmował!
- To dlatego nienawidzisz Paryża!
- Jakże bym mogła inaczej ? - spytała Teresa. - Papa... złamał mamie serce.
Ona go kochała i wychodząc za papę nie zdawała sobie sprawy, że on jest
zainteresowany... wyłącznie mamy pieniędzmi. - Teresa odetchnęła głęboko, po
czym powiedziała z pasją: - Dlaczego miałabym godzić się na małżeństwo z
kuzynem Rupertem, którego nawet nigdy nie widziałam, i cierpieć tak, jak
cierpiała mama - a wszystko z tej przyczyny, że jestem bogata? Wstręt mnie
ogarnia na samą myśl o tym...!
- Nic dziwnego! - zgodził się markiz.
- Pan to rozumie! Naprawdę rozumie! - Naturalnie. Ale twój stryj jest
zupełnie zdecydowany nagiąć cię do swojej woli.
- Ma po swojej stronie angielskie prawo - odparła Teresa z goryczą. - A
ponieważ pragnie żyć po wielkopańsku, będzie mnie szukał do skutku, kiedy
się dowie, że jestem wolna.
W jej wzroku czaił się znów lęk, kiedy pomyślała, że pewnie obie z Gennie
powinny opuścić zamek o świcie.
- Zwiat jest duży - powiedziała jakby do siebie. - Jeśli nie zatrzymam się
nigdzie dłużej... jeżeli pojadę na przykład do Afryki... tam mnie nie znajdzie.
- Nie możesz spędzić reszty życia w ukryciu!
- Muszę... przynajmniej dopóki Rupert nie poślubi kogoś innego! A jeśli
zabraknie mi pieniędzy, mogę je zawsze zarobić jako szef kuchni.
- Mam znacznie lepszy i skuteczniejszy pomysł takiego rozwiązania sprawy,
żeby stryj nigdy więcej cię nie prześladował.
- Naprawdę? Jaki?
Teresa nie miała wielkich nadziei, że markiz znajdzie rzeczywiście
skuteczne wyjście z sytuacji. Pewna była natomiast, iż stryj zasięgnie porady
prawnika, by się dowiedzieć, czy można w jakiś sposób unieważnić jej
rzekome małżeństwo. Stryj prędko odkryje, że markiz powiedział nieprawdę.
Niemniej jednak w obróconym na markiza spojrzeniu krył się cień nadziei;
spędziwszy szereg wieczorów na rozmowach w jego towarzystwie, Teresa
doceniała w pełni mądrość i błyskotliwy umysł markiza. Toteż mimo że
sytuacja wydawała jej się beznadziejna, zastanawiała się, czy markiz nie potrafi
się z nią uporać.
Ku zdziwieniu Teresy, markiz podniósł się z fotela i wyciągnąwszy do niej
rękę pomógł jej także wstać. Przeszli razem przez pokój, a potem markiz
otworzył jedno z wysokich okien balkonowych prowadzących na taras. Wyszli
przez nie w milczeniu. Księżyc wznosił się właśnie na niebo, a rozpościerający
się przed nimi klasyczny ogród i widniejąca w jego głębi, uśpiona na noc
kamienna fontanna, skąpane były w srebrzystym blasku.
Przez chwilę stali oboje w milczeniu, a potem markiz powiedział:
- Myślę, że to wszystko nie jest ci obojętne, że podobnie jak dla mnie, dla
ciebie również ten ogród i dom coś znaczy.
- To jest... takie piękne! - odparła Teresa. - Dokądkolwiek pojadę, zachowam
to piękno w głębi serca i nie zapomnę go nigdy.
- I będziesz również pamiętała o Le Roi?
- Jakże bym mogła o nim zapomnieć? I może, kiedy wyjadę... może on za
mną zatęskni.
- Z pewnością będę za tobą tęsknił - zgodził się markiz - i ja także, więc
proponuję, żebyś została z nami.
- O niczym innym nie marzę - powiedziała Teresa niemal z łkaniem, - ale
przecież to jest niemożliwe! Stryj Edward będzie walczył zaciekle o moją
fortunę... nie zrezygnuje z niej nigdy. Kiedy dojedzie do Paryża, dowie się
przypuszczalnie prawdy - że nie jesteśmy małżeństwem - i wówczas po mnie
wróci.
Teresa zadrżała na myśl, jak łatwo może do tego dojść. Markiz spojrzał na
nią w świetle księżyca i przysunąwszy się trochę bliżej stwierdził:
- Właśnie dlatego uważam, że popełniłabyś wielki błąd, nie zgadzając się na
moją propozycję. Możesz być bezpieczna i umknąć zakusom stryja na zawsze.
- Ale jakim sposobem?
- Możesz wyjść za mnie za mąż! Bardzo nie lubię mówić nieprawdy!
Takie rozwiązanie nie przeszło jej nawet przez myśl. Teresa patrzyła na
markiza szeroko otwartymi oczami, jakby nie rozumiała do końca jego słów.
- Co... co pan powiedział? Nie... nie rozumiem?
- Twierdzisz, że będziesz tęskniła za ogrodem, za zamkiem i za Le Roi
przypomniał jej markiz. - Może jestem zbyt pewny siebie, ale mam wrażenie,
Tereso, że tęskniłabyś również za mną!
- Ależ oczywiście! Tak wspaniale nam się zawsze rozmawia! A kiedy jestem
sama, pamiętam dokładnie wszystko, co sobie powiedzieliśmy.
- Tyle mamy jeszcze spraw do rozważenia i jestem pewien, że nie zabraknie
ci argumentów w niezliczonych rozmowach na najrozmaitsze tematy, na które
możemy się sprzeczać.
- Czy to jest powód... tej propozycji małżeństwa?
- Istnieją też inne powody - odparł markiz - ale twoje małżeństwo jest
sprawą nader pilną i nie wolno nam o tym zapomnieć.
- Tylko... ślubowałam, że nigdy nie wyjdę za mąż! Zlubowałam to na grobie
matki, a poza tym., nienawidzę mężczyzn!
- A przecież kochasz Le Roi, moje konie i, rzecz jasna, Rovera. Wszyscy oni
są płci męskiej.
- To zupełnie co innego...
- Miałem nadzieję, że ja również jestem inny i że nie żywisz już do mnie
uczucia nienawiści, którym mnie obdarzałaś na początku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]