[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdemaskować tych czarujących, egoistycznych
wyzyskiwaczy, cynicznych i rozpieszczonych przez gromady
kobiet. Zakochiwały się w nich, zwiedzione wyglądem i
gładkimi słówkami.
Tacy mę\czyzni w ogóle jej nie interesowali. Szukała
kogoś, kto pragnął emocjonalnego związku, a nie jedynie
fizycznego zbli\enia. Mę\czyzna jej marzeń powinien mieć
poczucie humoru, by mogli razem się śmiać, podobnie jak ona
ceniłby mał\eństwo i rodzinę, i kochałby ją tak, jak ona jego.
Taki człowiek musi istnieć. Czekała na niego przez całe
\ycie.
Kiedy obraz Randa stanął przed jej oczami, starała się go
szybko wymazać. Jak ten drań śmiał wkradać się w jej
romantyczne, ukryte myśli! To było jak świętokradztwo. Rand
Marshall był gorszy ni\ Daniel Wilcox i ci inni, kłamliwi
podrywacze. Oni przynajmniej nie śmieli jej dotknąć, podczas
gdy Rand nie zawahał się, by ją pochwycić, pieścić, całować...
Stłumiła falę ogarniającego ją \aru. Nie chciała mieć nic
wspólnego z Randem Marshallem. Choć nigdy się tego nie
dowie, był w jej \yciu jedynym człowiekiem, który sprawił, \e
zapragnęła złamać własne zasady.
Strumienie deszczu spływały po szybie jaguara,
zaparkowanego przed biblioteką w Merlton. Był to najnowszy
samochód Randa, jego radość i duma. Zajmował się nim jak
ukochanym dzieckiem. Gdyby ktokolwiek powiedział mu trzy
dni temu, \e będzie prowadził tę importowaną czarną piękność
do Merlton w czasie ulewy przypominającej biblijny potop,
Rand uznałby go za szaleńca.
Lecz jego ciało płonęło wspomnieniem wczorajszego
spotkania z Jamie. Pamiętał jej dotyk, gorącą namiętność
pocałunku, oczy lśniące inteligencją i zadziwiająco ciepły
uśmiech. Nie mógł przestać o niej myśleć.
To do mnie niepodobne, pomyślał. Rand Marshall, znany
te\ jako Brick Lawson, przyzwyczajony był do panowania nad
swoimi emocjami, tak jak panował nad losem swych
bohaterów. Nigdy się nie anga\ował, czy to w stosunki z
rodziną, czy z kobietami. Tak było o wiele łatwiej \yć.
Ju\ dawno uznał, \e seks sprawia o wiele więcej
przyjemności ni\ zaanga\owanie wzbudzone przez
emocjonalny odlot, zwany przez niektórych miłością. Ale
ostatniej nocy, choć niespokojny i sfrustrowany, jakoś nie
szukał chętnej partnerki, przy której uwolniłby się z napięcia.
Skrzywił się. Był tylko jeden sposób załatwienia tej
sprawy. Musi iść z Jamie do łó\ka i nasycić się nią, a potem
zapomnieć. Nie będzie to trudne, gdy ju\ się przekona, \e jest
taka sama jak inne kobiety.
A jeśli nie? Jeśli po tym wszystkim będzie jej pragnął
jeszcze bardziej? Zdenerwowany Rand próbował się uspokoić.
Przestań myśleć, co będzie potem, upomniał się. Nie jesteś do
tego przyzwyczajony. Nawet kiedy pisał, robił to bez
pośpiechu, rozdział za rozdziałem, ku rozpaczy wydawców,
którzy chcieliby wiedzieć, co stanie się z bohaterami. Ale skąd
miał wiedzieć, co będzie w dziesiątym rozdziale, gdy był
dopiero na trzeciej stronie?
Mniej więcej w tym samym miejscu znalazł się z Jamie
Saraceni: na trzeciej stronie. Pora, by napisać czwartą.
Otworzył drzwi samochodu i pobiegł przez kału\e w stronę
szerokich, szklanych drzwi biblioteki.
Jamie wręczyła zebranym w świetlicy dzieciom po
pomarańczy. Wykorzystywała to pomieszczenie, odkąd
wprowadziła w \ycie nieoficjalny program zajęć
pozalekcyjnych dla swoich nieoficjalnych podopiecznych.
Miejscowe koło kobiet wielkodusznie ofiarowało pewną stałą
sumę na codzienny poczęstunek, który Jamie musiała
kupować i podawać dzieciom.
- Powiedz pannie Saraceni o kotku, Scotty - zachęcił
kolegę jeden z chłopców.
Jamie uśmiechnęła się do niego.
- Macic w domu nowego kotka, Scotty? - spytała.
Chłopiec pokręcił głową.
- Ale widziałem, jak ten du\y chłopak wetknął kotka do
skrzynki na ksią\ki.
Jamie szeroko otworzyła oczy.
- Do skrzynki zwrotów? - powtórzyła z niedowierzaniem.
Stojąca przed biblioteką skrzynka została przez miejscową
pocztę wycofana z u\ytku i ofiarowana bibliotece.
Pomalowana na pomarańczowo, nosiła napis  Tylko na
ksią\ki, to nie jest skrzynka na listy". Ale ludzie i tak bez
przerwy wrzucali tam korespondencję.
- Ktoś wsadził tam kotka? Mo\e ucierpieć, kiedy spadnie
na niego jakaś cię\ka ksią\ka.
Zmarszczyła czoło. Nigdy nie była wielbicielką kotów, ale
mieszkała z siedmioma i ten fakt wywołał u niej pewną
lojalność wobec tych zwierząt.
- Mo\e być głodny.
- Albo mo\e nasiusiać na ksią\ki - zauwa\ył
entuzjastycznie jeden z malców.
Wszystkie dzieci, prócz Scotty'ego, roześmiały się głośno.
- Nie opowiadam bajek, panno Saraceni - oświadczył z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl