[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się, że ten wielki goryl się nimi zajmie, ale przybiegli strażnicy.
- Zamknęli ich?
- Pewnie by zamknęli, gdyby ich złapali. Ci faceci wyleźli jednak z
fosy, jeden pognał w tamtą stronę, a drugi w przeciwnym kierunku.
- Czy wiadomo, o co się pobili?
- Ja tam nie wiem. - Marynarz wzruszył ramionami. - Pewnie już nic
ciekawego się nie zdarzy. Dotknął swojej białej czapki i odwrócił się.
- Mamo, zobacz - oznajmiła głośno Sophie. - Majtek. Marynarz
odwrócił się na pięcie i spojrzał na Quinta wyzywająco. Quint wzruszył
ramionami. Marynarz poprawił czapkę, by leżała bardziej
zawadiacko, i poszedł sobie.
- Dzięki, Sophie. - Quint wzniósł oczy do nieba, bezskutecznie próbując
dojrzeć dziewczynkę siedzącą mu na ramionach. - Usiłujesz wpędzić
mnie w wojnę z marynarką?
- Mój tatuś był majtkiem - odpowiedziała i rozpłakała się· - Tatuś dawał
mi pieniążki na zawsze.
Quint znowu poczuł się jak ostatni drań. Postawił dziewczynkę na
ziemi, ukląkł i ostrożnie ją przytulił. Spojrzał na Amber i ze
zdziwieniem dostrzegł łzy w jej oczach.
A niech to. Znowu wszystko zepsuł.
Quint zaprowadził matkę i córkę do najbliższego kiosku, kupił
wszystkim po lemoniadzie, a potem znalazł ławkę w ocienionym
miejscu, żeby mogli porozmawiać. Amber i Sophie usiadły obok
siebie, a on stanął przed nimi. Amber nadal była oszołomiona
wydarzeniami, a najbardziej tym miłym uczuciem, które ją ogarnęło,
kiedy Quint wziął ją za rękę· Właśnie w tej chwili potrzebowała
pociechy i bardzo ją wzruszyło, że on najwyraźniej o tym wiedział.
Quint odchrząknął.
- Jeśli chodzi o tę uwagę o majtku ... Amber poklepała rączkę Sophie.
-Tata Sophie służył w marynarce, zanim się urodziła. Zawsze mówił na
marynarzy "majtki". Jemu to uchodziło, sam był jednym z nich. Moja
córka nie chciała nikogo obrazić.
- No dobrze, ale moim zdaniem lepiej nie nazywać tak marynarzy.
Następnym razem może ich być więcej. Zgoda, Sophie?
- Dobrze, Quin. - Przechyliła główkę z namysłem. - A można mówić
świnki morskie? Albo zapite bosmany? Albo ...
- Przestań! - Amber stłumiła wybuch śmiechu. - Kochanie, nie wypada
tak mówić. Tatuś sobie żartował.
-Aha. - Sophie wyglądała na zdezorientowaną. - Dobrze. Quint ukląkł
przed nią, co znaczyło, że klęczy także przed Amber. Poczuła dziwne,
niezrozumiałe pragnienie pogładzenia jego ciemnych włosów.
Nerwowo wepchnęła ręce do kieszeni spódnicy.
- Sophie, wiesz, czego ten niedobry pan chciał, prawda?
- 0, tak. - Pisnęła. - Moje pieniążki.
- Zgadza się. l ta pani dzisiaj rano...
- Quin, mówiłeś, że to niegrzeczna pani.
- Prawda. Ta niegrzeczna pani też chciała dostać tę specjalną monetę,
którą znalazłaś w domu towarowym. Pamiętasz? W tym wielkim
sklepie, gdzie jakiś niezgraba upuścił pudło z monetami. Amber
stłumiła chichot.
- No, nie nazwałabym go aż niezgrabą.
- Niech ci będzie. - Quint odwzajemnił uśmiech przed podjęciem
rozmowy z dzieckiem.
- Sophie, jesteś bardzo mądrą dziewczynką. Na pewno już zgadłaś, że
dużo ludzi chce zabrać ten specjalny pieniążek.
Zastanawiała się nad tym przez chwilę, wydymając różowe usteczka.
Potem skinęła główką.
-Ty też - oznajmiła. - Prawda, Quin?
-Tak, ja też. Ale ja go nie chcę dla siebie. Muszę go oddać mojej cioci
Octavii, bo to jej pieniążek.
A tamci źli ludzie chcą go zabrać, bo jest wart dużo pieniędzy.
-Tak. Jednego centa - zgodziła się Sophie. Spojrzała na mamę.
- Czy Mizell to też źli ludzie?
- O, nie, skarbie. Mizell to nasz przyjaciel.
-Ale chce mi zabrać pieniążek?
Najwyraźniej była już kompletnie skołowana. Amber też.
- Nie chciał ci zabrać pieniążka, chciał ci pomóc. Chciał, żeby tamten
niedobry człowiek zostawił cię w spokoju.
Quint jęknął z rozpaczą.
-Amber, na jakim ty świecie żyjesz? Mizell pobił się z tym facetem o
monetę, nie o Sophie.
-Wcale nie!
-Właśnie, że tak!
- Hej! Nie kłóćcie się - zaniepokoiła się Sophie.
Amber rzuciła Quintowi oskarżycielskie spojrzenie.
-Wcale się nie kłócimy, Sophie. Chcemy tylko, żebyś bardzo uważała
na obcych.
- Zgadza się - przyznał Quint. - Sophie, pytam ostatni raz. Czy masz ten
pieniążek cioci Octavii?
Powiedz mi prawdę, dobrze? To bardzo ważne.
Sophie zagryzła dolną wargę. Popatrzyła na mamę, potem na ziemię,
potem na własne dłonie, zaciśnięte na kolanach. W końcu popatrzyła
Quintowi w oczy, szczerze i otwarcie.
Przyzna się, pomyślała zaskoczona Amber. Bardzo chciała mieć to
wszystko za sobą.
- Powiedz prawdę - powtórzył łagodnie Quint. - Czy masz specjalny
pieniążek cioci Octavii?
- Nie, Quin - odpowiedziała spokojnie Sophie.- Mam tylko swoje
pieniążki. - Łzy popłynęły po jej krągłych policzkach. - Ale zabrałeś je i
teraz mój tatuś już nigdy nie wróci. Zabrałeś je!
Rozpłakała się. Quint wziął ją w ramiona, sam przy tym wyglądał
bardzo żałośnie. Najwyraźniej nie domyślił się tego, co wiedziała
Amber, że dla Sophie każda jednocentówka, której zdołała dotknąć,
natychmiast stawała się JEJ pieniążkiem.
Przedtem zaś mogła należeć równie dobrze do ciotki Octavii, jak i do
Królewny Śnieżki. Czyli nic się nie skończyło.
Quint pojechał za nimi własnym samochodem, aż do ich domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl