[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pijący zaczęli śpiewać, krzyczeć i zapraszać do siebie tancerki, a między pospólstwem wyniknęła
zwada, którą jednak dozorcy łatwo uspokoili podniósłszy do góry swoje trzciny. Tylko jakiś Libijczyk,
rozdrażniony widokiem kija, wydobył nóż; ale dwaj Murzyni schwycili go za ręce, zabrali mu kilka
miedzianych pierścionków, jako należność za jadło, i wyrzucili go na ulicę. Tymczasem jedna tancerka
została z marynarzami, dwie poszły między kupców, którzy ofiarowali im wino i ciastka, a najstarsza
zaczęła obchodzić stoły i kwestować.
- Na świątynią boskiej Izydy!... - wołała. - Składajcie, pobożni cudzoziemcy, na świątynią Izydy, bogini,
która opiekuje się wszelkim stworzeniem... Im więcej dacie, tym więcej otrzymacie szczęścia i
błogosławieństw... Na świątynią matki Izydy!...
Rzucano jej na bębenek kłębki miedzianego drutu, niekiedy ziarnko złota. Jeden kupiec zapytał: czy
można ją odwiedzić? na co z uśmiechem skinęła głową. Gdy weszła do frontowej galerii, harrańczyk
Phut sięgnął do skórzanego worka i wydobył złoty pierścień mówiąc:
- Istar jest bogini wielka i dobra, przyjmij to na jej świątynię.
Kapłanka bystro spojrzała na niego i szepnęła:
- Anael, Sachiel...
- Amabiel, Abalidot - odpowiedział tym samym tonem podróżny.
- Widzę, że kochasz matkę Izydę - rzekła kapłanka głośno. - Musisz być bogaty i jesteś hojny, więc
warto ci powróżyć.
Usiadła przy nim, zjadła parę daktylów i patrząc na jego dłoń zaczęła mówić:
- Przyjeżdżasz z dalekiego kraju od Bretora i Hagita... * Podróż miałeś szczęśliwą...
Od kilku dni śledzą cię Fenicjanie - dodała ciszej.- Przyjeżdżasz po pieniądze, choć nie jesteś kupcem...
Przyjdz do mnie dziś po zachodzie słońca...
- %7łądania twoje - mówiła głośno - powinny się spełnić... Mieszkam na ulicy Grobów w domu pod
"Zieloną Gwiazdą" - szepnęła. Tylko strzeż się złodziei, którzy czyhają na twój majątek - zakończyła
widząc, że zacny Asarhadon pod-
słuchuje.
- W moim domu nie ma złodziei!... - wybuchnął gospodarz. - Kradną chyba ci, którzy tu z ulicy
przychodzą!...
- Nie złość się, staruszku - odparła szyderczo kapłanka - bo zaraz występuje ci czerwona pręga na szyi,
co oznacza śmierć nieszczęśliwą.
Usłyszawszy to Asarhadon splunął po trzykroć i cicho odmówił zaklęcie przeciw złym wróżbom. Gdy zaś
odsunął się w głąb galerii, kapłanka zaczęła kokietować
harrańczyka. Dała mu różę ze swego wieńca, na pożegnanie uścisnęła go i poszła do innych stołów.
Podróżny skinął na gospodarza.
- Chcę - rzekł - ażeby ta kobieta była u mnie. Każ ją zaprowadzić do mego pokoju.
Asarhadon popatrzył mu w oczy, klasnął w ręce i wybuchnął śmiechem.
- Tyfon opętał cię, harrańczyku!... - zawołał. - Gdyby coś podobnego stało się w moim domu z egipską
kapłanką, wypędziliby mnie z miasta. Tu wolno przyjmować tylko cudzoziemki.
- W takim razie ja pójdę do niej - odparł Phut. - Albowiem jest to mądra i pobożna niewiasta i poradzi
mi w wielu zdarzeniach. Po zachodzie słońca dasz mi przewodnika, ażebym idąc nie zbłąkał się.
- Wszystkie złe duchy wstąpiły do twego serca - odpowiedział gospodarz. - Czy wiesz, że ta znajomość
będzie cię kosztowała ze dwieście drachm, może trzysta nie licząc tego, co musisz dać służebnicom i
świątyni. Za taką zaś sumę, zresztą - za pięćset drachm, możesz poznać kobietę młodą i cnotliwą,
moją córkę, która ma już czternaście lat i jako dziewczę rozsądne zbiera sobie posag. Nie włócz się
więc nocą po nieznanym mieście, bo wpadniesz w ręce policji albo złodziei, lecz korzysta z tego, co
bogowie ofiarują ci w domu. Chcesz?...
- A czy twoja córka pojedzie ze mną do Harranu? - spytał Phut.
Gospodarz patrzył się na niego zdumiony. Nagle uderzył się w czoło, jakby odgadł tajemnicę, i
schwyciwszy podróżnego za rękę pociągnął go do zacisznej framugi.
- Już wszystko wiem! - szeptał wzburzony. - Ty handlujesz kobietami... Ale pamiętaj, że za wywiezienie
jednej Egipcjanki stracisz majątek i pójdziesz do kopalń. Chyba... że mnie wezmiesz do współki, bo ja
tu wszędzie znam drogi...
- W takim razie opowiesz mi drogę do domu tej kapłanki - odparł Phut.
- Pamiętaj, ażebym po zachodzie słońca miał przewodnika, a jutro moje worki i skrzynię, bo inaczej
poskarżę się do sądu.
To powiedziawszy Phut opuścił restauracją i poszedł do swego pokoju na górę. Wściekły z gniewu
Asarhadon zbliżył się do stolika, przy którym pili kupcy feniccy, i odwołał na stronę jednego z nich,
Kusza.
- Pięknych gości dajesz mi pod opiekę!... - rzekł gospodarz nie mogąc pohamować drżenia głosu. - Ten
Phut prawie nic nie jada, każe mi wykupować od złodziei rzeczy, które mu skradziono, a teraz, jakby na
urąganie z mego domu, wybiera się do egipskiej tancerki, zamiast obdarować moje kobiety.
- Cóż dziwnego? - odparł śmiejąc się Kusz. - Fenicjanki mógł poznać w Sydonie, tutaj zaś woli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl