[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zatem bracia Warrenowie, czy jednak z tego powodu posunęliby się do morderstwa? No cóż,
w grę wchodziły wielkie pieniądze, więc raczej tak.
Jeśli jednak jajka nie pochodziły od Pameli? Wtedy górą byliby Warrenowie, a Pamela
przegrałaby. Nie! Wcale by nie przegrała: swoje miliony dostałaby nie od Warrenów, lecz od
kliniki stanowiącej część Donors International. Wtedy to byłby największy przegrany.
Jake musiał się zatem dowiedzieć, od kogo pochodziły te jajka. Wprawdzie nadal
pozostanie tajemnicą, kto zabił Pamelę Warren, dowie się jednak, kto skorzysta na jej śmierci.
Odczekał, aż ucichnie mechaniczny hałas i zwrócił się do Joanny:
- Jak najłatwiej ustalić, czy to były komórki jajowe Pameli Warren?
- Wystarczy porównać DNA - odpowiedziała natychmiast.
Jake spojrzał Dunnowi w oczy.
- Musimy zbadać te jajka.
- Nikt nie ma prawa ich dotknąć bez wyroku sądu - kategorycznie oświadczył tamten.
- Z tym nie powinno być problemu - powiedział Jake.
Głośnik ukryty w drzewach ożył, przez chwilę słychać było tylko ciche buczenie, a potem
odezwał się głos:
- Doktor Dunn wzywany jest do sali operacyjnej numer cztery.
Ten poderwał się natychmiast ze słowami:
- Jeśli ma pan jeszcze jakieś pytania, musi pan z nimi zaczekać.
- Och, wiele pytań. Bardzo wiele.
- Matthew - wtrącił się Adler - może więc zaproponowałbyś panu porucznikowi, kiedy...
Ale lekarz biegł już w kierunku budynku i tylko krzyknął przez ramię:
- Muszę się zorientować, jak z zabiegami.
Adler popatrzył za nim i rozłożył ręce.
- Niech pan nas zrozumie, panie poruczniku. Pan ma swoje zajęcia, my mamy swoje.
Bardzo napięty plan badań i zabiegów.
- Jasne - rzekł Jake i coś zapisał u siebie, a potem spojrzał na Joannę: - To co, może
doktor Adler pomoże nam coś z tą dyskietką?
- Tak, tak - powiedziała. - Panie doktorze, chcielibyśmy spytać jeszcze o jedno.
- Proszę, jeśli tylko będę potrafił pomóc.
- W gabinecie zamordowanego pana Warrena znaleziono to.
Joanna wyjęła dyskietkę i wręczyła Adlerowi, który nałożył okulary do czytania i
przyjrzał się etykietce.
- Potencjalne żony - historia kliniczna . Co to takiego?
- Pan Warren najwyrazniej zbierał i przechowywał dane medyczne osób, które mogłyby
stać się jego małżonkami. Są tam informacje o zdrowiu tych kobiet, ich rodzin, także
parametry krwi i tkanek.
Adler zwrócił dyskietkę ze słowami:
- Trochę to dziwne, nieprawdaż?
- Jego pierwsza żona zmarła na dziedzicznego raka okrężnicy i być może chciał się przed
czymś takim zabezpieczyć na przyszłość.
Adler potarł w zamyśleniu ręce i kiwnął głową.
- To można zrozumieć. Czy przeprowadził badania DNA na okoliczność jakichś anomalii
genetycznych?
- Nic mi o tym nie wiadomo - odparła Joanna - ale wszystkie dane były uporządkowane w
taki sposób jak na waszych informacjach o możliwych dawcach.
Adler nagle się skupił, widać było, że ma się na baczności.
- My z pewnością nie mamy z tym nic wspólnego. Proszę pamiętać, że większość
informacji o potencjalnych dawcach pochodzi od zewnętrznych lekarzy. My je tylko
zestawiamy.
- Jedną z potencjalnych żon była Pamela Warren - beznamiętnie stwierdziła Joanna, ale
bacznie śledziła reakcję Adlera, na którego twarzy pojawił się wyraz ulgi.
- Ach, teraz wszystko jasne. Kiedy jakaś para zgłasza się do naszego programu
zapłodnienia in vitro, poddajemy oboje bardzo dokładnym badaniom, obejmującym i historię
chorób - i typ tkanek. Robimy to dla własnego bezpieczeństwa i dla bezpieczeństwa
rodziców. Ważna jest na przykład wiedza, czy po stronie matki bądz ojca nie występują jakieś
dziedziczne schorzenia. Albo czy nie ma jakichś wrodzonych ułomności. Pan Warren
najwyrazniej zestawił te informacje wedle szablonu, który my stosujemy dla ewentualnych
dawców.
- Po co typy tkanek? - pytała Joanna, chociaż znała odpowiedz.
- Pewne choroby wiążą się z pewnymi typami tkanek.
- A grupa krwi?
- To chyba oczywiste. %7łeby uniknąć niezgodności między matką i noworodkiem.
Joanna w duchu mu przytaknęła. Wręcz podręcznikowe odpowiedzi.
- Ma pan jakieś podejrzenia, dlaczego zachował dane czterech ewentualnych żon?
- Nie mam najmniejszego wyobrażenia.
Joanna wyciągnęła z kieszeni karteczkę z wypisanymi na niej CA 12-58-47 i DOA 1996.
- Potrafi pan może rozszyfrować te skróty?
Adler przyglądał się papierowi, przechylając głowę to na lewo, to na prawo, aż w końcu
lakonicznie odrzekł:
- Nie.
- Czy to mogą być oznaczenia jakichś bardzo specjalistycznych testów?
Adler znowu się zastanowił, na chwilę w oku pojawił się błysk, ale zaraz zniknął.
- Nie, to nie to.
- A o czym pan pomyślał?
- %7łe to może skrót od carcinoembryonic antigen - antygen raka zarodkowego . Taki
antygen pojawia się czasami we krwi osób chorych na raka okrężnicy.
Joanna zmrużyła oczy.
- Powszechnie używany skrót to CEA.
- Właśnie. A te liczby dalej są zupełnie bez sensu.
Zadzwonił pager Joanny. Szybko go wyłączyła, poczuła mróz w krzyżu: oby tylko nie
Kate!
- Gdzie najbliższy telefon? - spytała.
- Tutaj - odparł Adler i z kieszeni fartucha wyjął aparat komórkowy. Joanna wystukała
numer, chwilę słuchała w milczeniu, a potem z wyrazem zdumienia na twarzy opuściła
telefon na blat stołu.
- Co się stało? - spytał Jake.
- Rudolpha Ettingera znaleziono martwego w łóżku w Memorial.
Rozdział 27
- Byłoby znacznie lepiej dla wszystkich, gdyby Ettinger zmarł z przyczyn naturalnych -
złowróżbnie warknął Simon Murdock. - Powtarzam: dla wszystkich - podkreślił z naciskiem.
Murdock krążył wokół stołu sekcyjnego, na którym spoczywało ciało Rudolpha
Ettingera. Wszystkie inne stoły były puste, w sali prosektoryjnej byli jeszcze Joanna Blalock,
David Dellacorte i Harry Crowe.
Dyrektor nagle wymierzył palec w pierś Dellacorte a.
- A gdyby przypadkiem okazało się, że to z powodu tych twoich nowych metod, twoje
dni w moim szpitalu są policzone!
Dellacorte starał się ukryć we wzroku nienawiść, jaką darzyło Murdocka wielu
pracowników Memorial.
- Stan pacjenta po zabiegu był bardziej niż zadowalający, a to raptowne...
- Stan bardziej niż zadowalający, tyle że nagle umiera - przerwał swojemu podwładnemu
Murdock.
Joanna poprawiła lateksowe rękawice i ironicznie przyjrzała się chodzącemu w kółko
Murdockowi. Dawno już nie widziała go tak wytrąconego z równowagi, ale powód nietrudno
było zgadnąć. Ettinger był postacią bardzo znaną i potężną; gdyby za jego śmiercią stał błąd
lekarski, byłoby to fatalne dla reputacji Memorial. Media nie przepuściłyby takiej gratki,
szczególnie gdyby dowiedziały się, że Ettinger chciał się prawować ze szpitalem o torbiele w
przeszczepionej wątrobie.
- Czemu, cholera jasna, nie umarł u siebie w domu? - mruknął pod nosem Murdock.
Czekała, aż gniew dyrektora odrobinę osłabnie. Nie chciała, by jego humory rozpraszały
ją podczas autopsji. Najchętniej by go ofuknęła, żeby wreszcie usiadł spokojnie i przestał
marnować czas. Tak czy owak, dobrze przynajmniej, że niczego nie pozwolił ruszać w pokoju
zmarłego, a jego ciało zostało dostarczone na patologię na szpitalnym łóżku.
Wpatrywała się w zwłoki. Rudolph Ettinger nie był wysokim mężczyzną, ale śmierć
uczyniła go jeszcze niższym. Zawsze tak było, ale z jakiejś przyczyny bardziej rzucało się to
w oczy w przypadku mężczyzn. Zerknęła na genitalia; tak się skurczyły, że wyglądały wręcz
jak fałd skóry.
Murdock przestał wreszcie chodzić i tylko jeszcze mamrotał coś pod nosem.
- Dobrze, zaczynamy - powiedziała Joanna.
Podeszła do stołu i sprawdziła ułożenie zamontowanego nad nim mikrofonu. Pierś i
podbrzusze Ettingera były już otwarte, puszka czaszki przecięta.
- Pacjent sześćdziesiąt osiem lat, rasa kaukaska, obwisły brzuch, wyrazny ubytek tkanki
mięśniowej w kończynach. Na nogach niewielkie wybroczyny, na ramionach świeże ślady po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]