[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Hawthornowie chcą cię zaprosić na obiad powiedział Jack.
Proszą też Claire, ale chciałbym, żeby wyszła gdzieś ze mną.
Claire posłała mu znaczące spojrzenie, które zignorował.
Obserwował Amy, próbując gestami do tego samego nakłonić jej
siostrę.
Na twarzy Amy malowały się przeróżne uczucia, zamyślenie,
smutek i podniecenie, wszystko na raz.
Skorzystam z przyjemnością.
Pójść z tobą? spytała Claire.
Zanim odpowiedziała przyjrzała się jej uważnie.
Nie, w porządku. Idz z Jackiem.
Jeśli byś raczej wołała...
Nie odpowiedziała stanowczo. Tak będzie lepiej. To
znaczy... fajnie. Uśmiechnęła się do siostry. Muszę już lecieć.
123
RS
Jessie czeka.
Popędziła najszybciej jak mogła. Kiedy Claire przyglądała się jej,
Jack znowu pocałował ją w nos.
Wszystko ustalone. Idziesz ze mną.
Nie powinnam, nie powinnam powtarzała sobie.
To nie... nie co? Claire van Teiler? Niemądre? Niebezpieczne?"
Podniosła głowę.
Dobrze, pójdę. Zawadiacko unosząc podbródek, poklepała
się po udach. Pod jednym warunkiem.
Zmiękł widząc, że się zgadza.
Wymień go, kochanie.
Ubierzesz się stosownie na jarmark. Podejrzliwie zmrużył oczy.
Co?
Zobaczymy. Uśmiechnęła się do niego.
Jesteś gotów? spytała Claire, opierając się o wóz.
To nie ma sensu. Wychodzę odparł rozdrażniony.
Nie.
Więc będę sobie musiała znalezć kogoś innego do pomocy.
Przykro mi, ale chyba tak zamamrotał. Faceci nie mogą
nosić takich rzeczy.
Nieprawda odparowała Claire a jeśli ja będę sobie
musiała znalezć kogoś innego, to ty też.
Claire!
Właśnie tak, Jack.
Dlaczego mi to robisz? jęknął. Stanę się pośmiewiskiem
całego Julian.
Nie wiedziała, dlaczego to robi. Skryte zamiłowanie do żartów
właśnie zaczęło się objawiać. Odczuwała niepohamowaną wesołość,
drażniąc się z nim w ten sposób. Wprost nie mogła się powstrzymać.
Przynajmniej łagodziło to myśl o rozstaniu, odsuwało moment, w
którym wypowiedziane zostaną słowa pożegnania. A poza tym nie
mogła się doczekać, kiedy zobaczy jego wspaniałe uda obciągnięte
czarną materią.
Wychodz, wyłaz, gdziekolwiek jesteś! Zawołała śpiewnie.
124
RS
Nie możemy dłużej zwlekać!
Do cholery! Nie wyjdę!
Więc ja też nie, mój drogi.
Claire!
Jack! Zapanowała cisza.
I co, nie ustąpisz mi? Postaw się na moim miejscu. Dorosły
facet nie może się tak pokazać.
Wobec tego myślę, że Jessie będzie się świetnie bawić na
benefisie odpaliła.
No dobra, do diabła z tym! Jack otworzył gwałtownie drzwi
wozu.
Zamarła z wrażenia, kiedy zeskoczył i znalazł się obok niej.
Wyglądał oszałamiająco.
Och! westchnęła, przyglądając mu się. Wyglądał jak
dworzanin żywcem z epoki elżbietańskiej. Nie mogła uwierzyć, że
był facetem z dwudziestego wieku, kowbojem noszącym zazwyczaj
stare dżinsy i zwykłe bawełniane podkoszulki. Kiedy przeglądały z
siostrą renesansowe portrety męskie, Amy postanowiła spróbować
swoich sił, szyjąc męski kostium, który tak cudownie leżał na Jacku.
Z łatwością wyobraziła sobie jego sylwetkę na tle pałacu w
otoczeniu świty królewskiej, widziała go przechadzającego się po
sali obrad, kłócącego się z królową Elżbietą.
Och, wyglądasz... wyglądasz przecudownie!
Strasznie głupio się czuję zaczął utyskiwać, poprawiając
ciężki aksamitny płaszcz w kolorze brązowym. Podszyty skórą i
przez to cięższy, podkreślał imponującą szerokość jego ramion. Jack
górował nad nią niczym potężny Szkot przygnany do Londynu przez
gwałtowne północne wiatry na rozkaz swojej zwierzchniczki, Marii,
królowej Szkotów, by pertraktować ze śmiertelnym wrogiem,
angielską monarchinią.
Jeśli Karen mnie zobaczy w takim czymś, to na pewno mi nie
przepuści rzekł, poprawiając kubrak zrobiony ze zbytkownej,
brązowozłotej materii, starannie ozdobiony wstążkami. Opinając się
na piersi, zaznaczał wysmukłą limę pasa. Falbanki i ozdobne
125
RS
świecidełka mocno kontrastowały z jego dumną męskością.
Górna część ciała tworzyła doskonały trójkąt, dolna uzupełniała
ten wizerunek. Krótkie spodnie opinały uda, zaś czarne rajstopy
uwidaczniały każdy muskuł nóg. Złota podwiązka na lewej łydce
podkreślała piękny kształt kostek i stóp, tak ceniony przez
ówczesnych.
Doprawdy, panie, wyglądasz wyśmienicie rzekła półgłosem
Claire. Stojąc na palcach zawiązywała tasiemki płaszcza. Schyl się,
to ułożę dobrze fałdy.
Usłuchał jej z rozpalonymi policzkami. Przytrzymując pod
prawym ramieniem połę płaszcza zawiązywała tasiemki kubraka.
Ramiona Jacka obleczone były piękną białą materią, haftowaną
czarną i złotą nitką. Z trudem się powstrzymywała, by nie przesunąć
palcami po wypukłościach bicepsów.
Och, Jack! powiedziała. Wyglądasz wspaniale. Zdjął
przyozdobiony białym piórem, czarny filcowy kapelusz.
Też coś!
Pamiętaj, panie, że od teraz musimy mówić poprawną
angielszczyzną rzekła. Gotowy?
Zawahał się.
Zrób mi dwie przysługi, o pani. Pierwsza to maska. Przystała na
to, nie chcąc, by czuł się zbyt skrępowany.
Załatwione rzekła. Odetchnął.
Teraz druga.
Jaka?
Pocałował ją z całej siły, zmuszając do otwarcia ust. Zamknął ją w
uścisku, przyciągając do siebie.
Początkowo broniła się, pomna tego, gdzie się znajdują i kim są
[ Pobierz całość w formacie PDF ]