[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wygłoszenia mowy w koś-ciele unitariańskim na Harvard Square w Cambridge w
stanie Massachusetts. Od razu było wiadomo, \e nie nale\ę do klanu, i \e nie umiem
powiedzieć tej profesorskiej bandzie niczego, czego nie przyjęli lub nie odrzucili ju\
wiele lat temu. Zupełnie jak w ki-bucu).
Wczesnym objawem silnej tęsknoty Jane za wielką, jednomyślną rodziną stała się
przepowiednia, którą uporczywie powtarzała chyba odkąd skończyła dzie-sięć lat, \e
będzie miała siedmioro dzieci. I tak się te\ stało. Najpierw mieliśmy troje własnych;
wyda-wało nam się, \e na tym koniec, ale potem umarła moja siostra i szwagier, więc
adoptowaliśmy te\ ich troje dzieci.
(Jak to nigdy nie wiemy, kiedy sprawdzi się jakaś skomplikowana i szczegółowa
przepowiednia. Prze-cie\ przewidziano nawet zatonięcie Titanica, wszyst-ko opisał
jakiś autor, i to jeszcze zanim statek zwodowano).
Jane nie przepadała za rodziną, z której się wywo-dziła (głównie dlatego, \e jej matka
od czasu do czasu dostawała obłędu), ale naprawdę uwielbiała swoje dzieci - a one ją.
(Ju\ po rozpadzie naszego mał\eństwa, kiedy, \e się tak wyra\ę, przez moje ubranie
prze\erało się mnóstwo kwasu fluorowodo-rowego, na jakimś przyjęciu zwierzyłem
się znajo-memu psychiatrze, \e na następną towarzyszkę \ycia, jeśli w ogóle będzie
ktoś taki, wybiorę kobietę, która bardzo kocha swoją matkę. Psychiatra orzekł, \e w
\yciu jeszcze nie słyszał z ust ani mę\czyzny, ani kobiety, równie głupiej i
samobójczej uwagi. A nie lepiej próbować przepłynąć Niagarę w beczce? - zapytał
jeszcze).
Kiedy te ukochane przez Jane dzieci dorosły i po kolei wyfrunęły z gniazda, ogarnęła
ją znów straszliwa tęsknota, której ja (tylko jedna osoba, i do tego paląca papierosa za
papierosem) w \aden sposób nie potrafiłem zaspokoić.
No i w kompletnym, jak mi się zdawało, amoku rzuciła się w Medytacje
Transcendentalne (MT). Jeden z rówieśników naszych dorosłych dzieci, Jody Clarke,
pracował dla Mahariszi Mahesz Jogiego jako instruktor zajęć MT. Miał za sobą
tysiące godzin medytacji (potem zginął w katastrofie samolotowej, gdy latał nad
Północną Karoliną poszukując od-powiedniego miejsca na aszram MT). Jody nie
posiadał się ze zdziwienia, gdy Jane opowiedziała mu o tych wszystkich cudach, które
widziała podczas swych medytacji. Zdumiał się: Rany boskie, ja nigdy czegoś
takiego nie widziałem!
Niemal dla wszystkich ludzi poza Jane MT to bezbarwny, jasno oświetlony,
klimatyzowany, nie-zwykle czujny spokój. Dla niej było to jak kino. Podobnie
działała na nią Komunia Zwięta, kiedy zaczęła chodzić do kościoła episkopalnego.
(Wątpię, czy papie\owi, biskupowi Paulowi Moore owi junio-rowi albo tej herod-
babie, która nie zgodziła się, \eby mój ślub z Jill odbył się w Kościółku Za Rogiem,
udawało się zbli\yć do Chrystusa bardziej ni\ Jane po opłatku z winem). Podobnie jak
jej matka i jej syn Mark, zanim całkiem się nie wyleczył, miewała halucynacje. (Ale w
przeciwieństwie do Marka i mnie nigdy nie trzeba jej było nigdzie zamknąć). Dzięki
MT i episkopalizmowi jej wizje stały się nie tylko piękne i niestraszne, lecz równie\
święte i sympatycz-ne. (Takich jak ona muszą istnieć wśród nas nieprzeli-czone
miliony - siedzą wniebowzięci w kościołach i salach koncertowych, albo i na ławkach
w parku w słoneczne dni - gdzieś niedaleko gra karuzela...) Mój świętej pamięci
kumpel z wojska, O Hare, urodził się w rzymsko-katolickiej rodzinie w Pensyl-wanii,
ale wrócił z wojny jako sceptyk. Biskup Moore poszedł na wojnę jako sceptyk, a
wrócił z niej jako głęboko wierzący trynitarianin. Opowiedział mi, \e miał widzenie
podczas walk o Guadalcanal. Widzenie zaprowadziło go do posługi ubogim (choć
sam po-chodzi z bogatej rodziny, otrzymał staranne, anglo-saskie wykształcenie, miał
kosztowne gusta i bogatych przyjaciół) w parafiach, skąd bogatsi uciekli na
przedmieścia, i do niepochlebnych sądów o dar-winistach społecznych
(neokonserwatystach, FBI, CIA, republikanach z zaleganiem afektu i bez po-czucia
humoru, i tak dalej).
Mnie samego wojna nie zmieniła ani trochę - poza tym, \e pozwoliła mi rozmawiać
jak równy z równym z weteranami ka\dej armii i ka\dej wojny. (Co daje mi zresztą
przelotne uczucie, \e nale\ę do redfieldowskiej społeczności ludowej). Podczas
dyskusji po moim odczycie w Narodowym Muzeum Lotnictwa i Astro-nautyki
zapytano mnie, jaki wpływ na moją osobowość miał fakt, \e zostałem kiedyś
zbombardowany strategi-cznie. Odpowiedziałem, \e wojna była dla mnie wspaniałą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]