[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spotkasz po drodze. Wszyscy są mile widziani.
- Dobra! No to do jutra!
Eve rozłączyła się, po czym usiadła na skraju biurka. Przyjęcie dla przyszłej
matki i podwójne morderstwo. Czy jest jedyną osobą na świecie, która widzi, że
to do siebie nie pasuje? Nie nadawała się do tego pierwszego. To było sprzeczne
z jej naturą.
Ale próbowała, prawda? Zadzwoniła do firmy cateringowej, pozwoliła Mavis
zaprosić tłum ludzi, z których większość będzie wyglądała dziwniej niż kosmiczne
mutanty. Okazało się, że to za mało.
- Dlaczego muszę dekorować nasz dom? - spytała, kiedy w drzwiach pojawił się
Roarke.
- Nie musisz. Prawdę mówiąc wolałbym, żebyś tego nie robiła.
Lubię nasz dom taki, jaki jest.
- Sam widzisz. Ja też. - Wyrzuciła ręce w górę. - Dlaczego mamy coś w nim
zmieniać na przyjęcie dla przyszłej mamy?
- Och, o to chodzi. Cóż... Nie mam pojęcia. Naprawdę nie mam pojęcia, jakie
panują zwyczaje w tym względzie.
- Peabody powiedziała, że musi być jakiś motyw przewodni.
Roarke zrobił skonsternowaną minę.
- Chodzi o jakąś piosenkę?
- Nie wiem. - Eve zasłoniła oczy dłońmi. - I będzie tron.
- Dla dziecka?
- Nie wiem. - Zaczęła sobie szarpać włosy z głowy. - Nie mogę o tym myśleć. To
ponad moje siły. Rozważałam różne aspekty tego morderstwa i świetnie się czułam.
Teraz rozmyślam o motywach przewodnich oraz tronach i trochę mnie mdli. - Eve
wzięła głęboki oddech. - Komu powiedziała?
- Peabody? Myślałem, że tylko tobie.
- Na litość boską, nie chodzi mi o Peabody, tylko o Natalie Copperfield. Komu
ufała, kogo szanowała, komu czuła się zobowiązana powiedzieć, jeśli natknęła się
na jakieś nieprawidłowości? Któremu ze swoich klientów wierzyła, że chociaż
postępował niezgodnie z prawem, nieetycznie, uciekł się do przekupstwa, jednak
nie zrobi jej krzywdy? Bo nie pozwoliłaby siostrze przyjechać do siebie,
rozmawiać o placuszkach na śniadanie, gdyby podejrzewała, że grozi jej jakieś
niebezpieczeństwo.
- Po pierwsze, śmiem twierdzić, że ustalenie, komu to powiedziała, ma ścisły
związek z tym, co takiego odkryła.
Niewykluczone, że zwróciła się bezpośrednio do klienta albo jego pełnomocnika.
Chociaż bardziej prawdopodobne, że pokazała to swojemu przełożonemu.
- I znów znalezliśmy się w punkcie wyjścia. Nie ma sposobu ustalenia, komu się
zwierzyła poza narzeczonym.
- Jeśli chodzi o listę jej klientów, jest tu kilka wielkich spółek.
Każda z nich, albo i wszystkie - ma coś na sumieniu. Nie można prowadzić
wielkich interesów, nie wdeptując w gówno. Potem płaci się prawnikom, żeby
pomogli nam się wykaraskać z kłopotów, płaci się grzywny albo załatwia sprawę
polubownie, nie angażując sądu.
Ale nie znam żadnego większego skandalu, w który wplątana byłaby któraś z firm z
tej listy. I nie słyszałem też, by szeptano o nich, że stosują nielegalne
metody. Jeśli chcesz, mogę popytać tu i tam.
- Dobrze by było. - Eve znów spojrzała na tablicę i zmarszczyła czoło. -
Zaczekaj. A może wcale nie chodzi o klienta? Może ktoś z firmy zrobił już to,
czego teraz obawia się Whitney?
Roarke przechylił głowę.
- Przekazał jednemu klientowi poufne dane na temat drugiego?
Ciekawe.
- Można zażądać procentu, łapówki, a nawet comiesięcznych wypłat za przekazywane
informacje. Pewien klient ma na oku jakiś interes. Zdobywasz informacje o
ewentualnych konkurentach i przekazujesz je za godziwą opłatą. Może zauważyła,
że jeden z klientów stale wygrywa z firmami, z którymi konkuruje?
Zaintrygowało ją to i zaczęła drążyć temat.
- To by wyjaśniało, dlaczego nie poinformowała o tym przełożonych, jeśli
rzeczywiście tego nie zrobiła.
- Nie może zwrócić się do przełożonego, jeśli nie jest pewna, kto jest
zamieszany w takie nieetyczne postępowanie. Mogę zrobić analizę porównawczą
operacji z ostatnich dwunastu miesięcy, sprawdzić klientów, którym podejrzanie
dobrze się wiedzie.
- Mogę to za ciebie zrobić.
- Naprawdę? - To szczerze ucieszyło Eve. - Prawdopodobnie szybciej coś
zauważysz, jeśli coś będzie do zauważenia. Ja mogę się bliżej przyjrzeć
finansom: przychodom, wydatkom wspólników.
- Wiedzą, jak ukrywać dochody. Są księgowymi.
- Muszę od czegoś zacząć.
ROZDZIAA 9
Rano niebo przypominało zwarzone mleko. Eve siedziała przy stole z drugim
kubkiem kawy w ręku. Oczy miała czerwone, zapuchnięte. To nie przez
wielogodzinne ślęczenie nad dokumentami, tylko przez te cyferki, pomyślała.
Roarke położył omlet na jej talerz.
- Potrzeba ci tego.
Spojrzała na jajka, a potem na niego, kiedy siadał.
- Czy oczy mi krwawią? - zapytała. - Bo mam takie wrażenie.
- Jeszcze nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]