[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ceptowała jego niecierpliwość.
- Nie używaj tego ramienia, Rick, albo sam będziesz tego
żałował. - Umyła ręce i już miała wygłosić mu kolejne kaza-
nie, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Uratowany przez dzwonek.
- Nie do końca. Będę mieć na ciebie oko - ostrzegła, po
czym ruszyła w stronę korytarza, żeby otworzyć. Rick po-
szedł za nią.
Kate otworzyła drzwi, krzyknęła i rzuciła się w ramiona
stojącego za nimi mężczyzny.
- Jace! Nie wiedziałam, że już wróciłeś!
- No proszę, ty przecież wiesz wszystko!
Porucznik piechoty morskiej postawił ją na ziemi, poca-
łował w policzek i spojrzał na Ricka. Rick uśmiechnął się.
-Zabieraj ręce od mojej żony, żołnierzu.
Jace podniósł ręce do góry.
-Tak jest, panie kapitanie - powiedział, po czym pod
szedł do Ricka i uścisnął mu delikatnie dłoń. - Zwietnie wy-
glądasz. Myślałem, że wciąż jeszcze jesteś w szpitalu.
89
S
R
Kate wyjaśniła mu, że jest jego pielęgniarką.
- Farciarz. Ja chyba też muszę dać się postrzelić. - Jace rzu-
cił Kate długie, zachwycone spojrzenie, a Rick zacisnął zęby.
Powinien już przyzwyczaić się do tego, że Jace flirtuje z każdą
spotkaną kobietą. Uczynił z tego wręcz rodzaj sztuki.
- Nie mów tak! - Kate klepnęła go żartobliwie po ramie-
niu.
- Ja na twoim miejscu dwa razy bym się zastanowił. -
Rick objął Kate zdrowym ramieniem. - To prawdziwy dyk-
tator.
Jace uśmiechnął się tylko.
-Jesteś głodny? - zapytała Kate.
- Jeśli chodzi o twoje potrawy, to zawsze jestem głodny.
Kate uśmiechnęła się, spoglądając na Ricka.
- Co? - zapytał. - Widzę, że coś kombinujesz.
- Pomyślałam sobie, że jeśli pierwsza część żołnierzy wró-
ciła, to pewnie jest więcej samotnych facetów, włóczących się
po okolicy.
- Zadzwonię do nich - powiedział Jace i wyciągnął ko-
mórkę. - Ale stawiasz piwo.
Kate potrząsnęła głową rozbawiona, poszła do kuchni i
wyciągnęła z lodówki kilka steków.
Jace wciąż rozmawiał przez telefon, kiedy Rick wręczył
mu piwo. Ostatni raz widział go, kiedy Jace pod ostrzałem po-
magał załadować go do helikoptera, który miał go ewakuować.
Jace odsunął na chwilę telefon od ucha i powiedział:
-Dom świetnie wygląda.
Rick głową wskazał Kate, która wkładała ziemniaki i jaj-
ka do garnków.
90
S
R
- To jej zasługa. Jace spojrzał na nią.
- Nie da się ukryć.
- Czy mam cię pobić, poruczniku? Jace uśmiechnął się.
- Tą ręką?
- Przestań się tak na nią patrzeć.
- Powinieneś ożenić się z kimś innym. - Jace wyłączył te-
lefon, podszedł do Kate i oparł się o blat. - Policz cztery oso-
by więcej, dobrze?
- Nie ma problemu.
- Przyniosą piwo i deser.
- To dobrze. Nie planowałam dzisiaj pieczenia.
-Narzeczona Santiago też przyjechała.
Kate spojrzała na Ricka, uśmiechając się.
-A myślałam, że zostanę sama z sześcioma żołnierzami.
Poziom testosteronu pewnie by mnie wykończył.
Zmiejąc się, Rick podszedł do niej i objął ją, podkreślając,
że do niego należy. Był tak blisko niej po raz pierwszy od te-
go, co zdarzyło się w garażu.
Kate zerknęła nad ramieniem, dotknęła jego twarzy i po-
wiedziała:
- Może wyjdziecie na zewnątrz? Mam mnóstwo roboty, a
wy będziecie tylko przeszkadzać.
- Nie chcieliśmy, żebyś sama wszystko robiła. Może coś
zamówimy? - zaproponował Jace.
- Jedzenie na wynos po sześciu miesiącach misji? Nic z
tego.
Rick wiedział, że to powie, więc kiwnął Jace owi głową.
91
S
R
Poszli na werandę, a Kate zajęła się przygotowywaniem
sałatki z ziemniaków i wyciąganiem zastawy, którą kupili spe-
cjalnie na takie okazje.
Pół godziny pózniej ogród był pełen żołnierzy, odpoczy-
wających i wygrzewających się na słońcu. W kuchni razem z
Kate była Rachel, narzeczona sierżanta Mitcha Santiago.
-Nie musisz tutaj ze mną siedzieć, Rachel - powiedziała
Kate. - Idz do Mitcha.
-I mam słuchać ich żołnierskich rozmów? - Aadna blon-
dynka stała obok niej, siekając warzywa. - Wciąż nie rozu-
miem tych ich skrótów, to wszystko brzmi jak jakiś szyfr.
-Musiałam się tego nauczyć, kiedy ja i Rick pobraliśmy
się. - Kate położyła na tacy chipsy i kilka różnych sosów, po
czym spojrzała na Rachel. - Chodz, zmusimy ich, żeby po
rozmawiali o czymś innym. Może o waszym ślubie?
Rachel uśmiechnęła się.
- Chciałabym. Od miesięcy próbuję zmusić Mitcha, żeby
się w końcu zdecydował.
- No to wobec tego będzie nasza misja. - Kate ruszyła w
stronę werandy, a Rachel podążyła za nią, niosąc dipy.
Kiedy tylko wyszły do ogrodu, mężczyzni natychmiast
umilkli. Kate wiedziała, że rozmawiali o misji, która była taj-
na. Wyjaśniła to Rachel szeptem, stawiając jedzenie, i spoj-
rzała na Mitcha. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl