[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szerzej otwierać przed drugimi swoje serce. Unikać kłótni.
- Domyślam się, że mówisz, pani, o swym małżonku. Bardzo ci go brakuje?
Veronica blado się uśmiechnęła.
- O, tak. I z tym poczuciem pustki dożyję już swoich lat. Był wspaniałym
człowiekiem. Kochałam go. - Pokiwała głową, jakby potwierdzając tym swoją miłość.
42
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Ja utraciłam brata, gdy miałam dziesięć lat. Zachorował i zszedł z tego świata
Umarła też moja matka. Zawsze będzie mi ich brakowało. Nie ma gorszej rzeczy od
utraty osoby, którą się kocha - zakończyła Rosamund głosem pełnym żalu i smutku.
Veronica dała się ponieść współczuciu. Tkliwym gestem dotknęła jej ramienia.
- Tak, moje dziecko.
Lecz Rosamund odebrała ten gest i te słowa jako zachętę do pełnego wyznania.
Nagle poczuła, że ma wielką ochotę otworzyć się przed tą życzliwą i serdeczną
kobietą.
- Przeżyła syna jedynie o dwa lata. Tamtej nocy przyszła do mnie i usiadła przy
moim łóżku. Już zasypiałam i byłam na granicy jawy i snu. Poczułam jej dłoń na swoim
czole - odgarnęła mi włosy. Zawsze to robiła, jakby w trosce o to, bym miała jasne i
pogodne sny. Pamiętam do dzisiaj to jej ostatnie dotknięcie, kojące niczym zimny
kompres w czas upału. %7łyczyła mi spokojnej nocy.
Powiedziała coś jeszcze, czego jednak ona, Rosamund, nie mogła sobie
przypomnieć. Albo nie chciała. Nawet obawiała się, że jeśli sobie przypomni, co nie
było takie znów niemożliwe, bo pojawiało się w jej snach, to pęknie w niej jakaś
struna.
- Rosamund, kochanie, zaniechaj tych wspomnień, jeśli sprawiają ci ból.
- Od śmierci mamy minęło już wiele lat.
- Oczywiście, czas łagodzi rany. Lecz bywa, że wspominając, rozdrapujemy je.
Róbmy więc wszystko, by się zablizniły.
Jej rany ropiały. Rosamund czuła to niemal fizycznie.
- Umarła na skutek upadku z wału fortecznego. Często chodziła tam nocną
porą, by popatrzeć na rozgwieżdżone niebo. Czyniła tak wówczas, gdy coś ją gnębiło.
Musiała nieostrożnie stąpnąć lub wychylić się za daleko; dość, że straciła równowagę i
spadła z dużej wysokości. - Albo też została zepchnięta. Rosamund wpatrywała się w
swoje kurczowo zaciśnięte dłonie. - Pewnie nigdy nie dowiem się, co wtedy naprawdę
się wydarzyło.
Była wstrętną kłamczucha!
- Biedne dziecko. - Veronica objęła dziewczynę z macierzyńską czułością.
Ta skłoniła głowę na jej piersi. Azy cisnęły się do oczu. Mogła teraz zapłakać i
byłoby to całkiem usprawiedliwione. Wiedziała jednak, że jeśli pozwoli łzom popłynąć,
może ich już nigdy nie powstrzymać.
43
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Delikatnie wyswobodziła się z objęć.
- Jesteś, pani, bardzo dla mnie dobra.
Veronica uśmiechnęła się, po czym uczyniła dokładnie to, o czym dopiero co
była mowa - odgarnęła pasmo włosów z czoła Rosamund.
- Być może zapragniesz raz jeszcze otworzyć przed kimś serce. Kiedy ta chwila
nadejdzie, poszukaj mnie, dziecko. Wtedy usiądziesz mi na kolanach, a ja zamienię się
w słuch.
Rosamund skinęła głową. Mała Leanna zburzyła wieżę, którą dopiero co
skończyła budować, i wzięła się do wznoszenia następnej. Obie niewiasty skupiły
uwagę na dziewczynce.
Lucien i Agravar siedzieli przy kominku w holu. Palenisko było puste, gdyż
wciąż panowała letnia pogoda. Lucien trzymał cynowy kubek w dłoni. Z postawy
Agravara przebijało wyczerpanie.
- Wyglądasz jak paralityk - rzekł Lucien, popijając z kubka. - Czy te trzy syreny
otarły się wreszcie o ciebie swoimi rybimi ogonami?
- Syreny, powiadasz. A może raczej flądry? Boże, czyż nie ma sposobu na
przegnanie ich stąd?
- Nie mogę tego uczynić. Nie popełniły żadnej zbrodni. Wszyscy mieszkańcy
Anglii podlegają temu samemu prawu.
- Jak się czuje Alayna?
- Od rana wylewa krokodyle łzy. Nawet się nie domyślam przyczyny tego
płaczu. Podejrzewam tylko, że i ona sama jej nie zna. - Zacisnął zęby z taką siłą, że
nabrzmiały mu żyły na skroniach. Po chwili jednak znów zaczął mówić, tym razem
szeptem: - Coraz bardziej niepokoję się jej stanem. Przedtem nigdy taka nie była. Coś
jej dolega i bodaj nie ma to nic wspólnego z brzemiennością.
- Cyrulik i akuszerka utrzymują, że ciąża jest prawidłowa. Sam mi to
powiedziałeś.
- A jednak nie jest tak, jak być powinno. Czuję to.
- Mówisz jak mistyk, Lucien. Niedługo każesz sobie wróżyć.
- Niewykluczone. Gdybym wiedział, że to jej pomoże, chętnie pomalowałbym
się na czerwono i tańczył wieży.
- Ufam, że nie będzie takiej potrzeby. Nadchodzą żniwa i chyba nie chciałbyś
tym swoim tańcem przyprawić wieśniaków o ciężkie choroby. Szkoda zboża, które
44
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
zgniłoby na polu.
Mimo wszystko Agravarowi udało się wywołać - uśmiech na twarzy
przyjaciela, chociaż dokładnie rzecz ujmując, był to raczej cień uśmiechu.
- Wybacz mi w takim razie te moje biadolenia. Porozmawiajmy teraz o tobie.
Czy są jakieś wyłomy w murze, o których nic nie wiem? Czy też może odparłeś atak
Wandalów?
- Nie było żadnych Wandalów - odparł Agravar, świadom jednak, że wyłom w
murze jego serca został uczyniony.
- Więc co z tym chuchrem, kuzynką mojej żony? Boże, jak ta smarkula działa
mi na nerwy. Niezmiennie spogląda na mnie, jakbym był wilkiem, który za chwilę ją
pożre. - Podniósł ostrzegawczo dłoń. - I żadnych komentarzy co do mojego wyglądu.
Robię wszystko, by ujrzała we mnie dobrotliwego franciszkanina. - Spojrzał w głąb
kubka i spytał, wracając myślami do żony: - A jeśli to początki choroby umysłowej?
- Kłopoty z Alayną skończą się w dniu szczęśliwych narodzin dziecka.
Zapewniam cię.
- Agravar, gdy po raz pierwszy próbowano mnie zabić, miałem szesnaście lat.
Dalszych prób nie zliczę, a podejmowali je zazwyczaj przeciwnicy przerastający mnie o
głowę i dobrze znający rzemiosło wojenne. A jednak dziś siedzę sobie tutaj i popijam
wino. Co nie oznacza, że przeżyję to. - Rzucił przyjacielowi ponure spojrzenie. - Bądz
wdzięczny losowi, że nie masz kobiety, od której byłbyś całkiem uzależniony. Tak, nie
brakuje ci oleju w głowie. Porzuć skrupuły i poużywaj sobie na tych trzech dziewkach,
które do ciebie wzdychają. Potem rozbij beczkę wina i upij się wraz ze swoimi
towarzyszami broni. I bądz szczęśliwy, że jesteś panem swojego serca. To
najbezpieczniejsza sytuacja, najlepsza dla mężczyzny. Agravar przyjął w milczeniu rady
przyjaciela. Przeżył życie w świecie gwałtu i okrucieństwa, jednak nie słyszał jeszcze
słów bardziej okrutnych. Wstał więc i opuścił hol, zostawiając Luciena samego z jego
bolączkami i użalaniem się nad sobą. Musiał czym prędzej spłukać tę gorycz, która
paliła mu gardło.
ROZDZIAA DZIEWITY
Człowiek w habicie rzekł:
- Pani, im dłuższa zwłoka, tym gorsze mamy widoki na szczęśliwe zakończenie
naszego przedsięwzięcia.
- Całkowicie nie zgadzam się z tobą, Davey - oświadczyła Rosamund, nieco
45
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
zwalniając kroku, gdyż wąska ścieżka stała się kamienista i nierówna. - Im dłużej będę
udawała, że wszystko jest w porządku, tym głębiej inni będą przeświadczeni, że nie
muszą mnie strzec.
- Ale kto może cię podejrzewać, pani? Nie ma żadnych powodów, by wątpić,
że było to porwanie.
- Tym większą musimy zachować ostrożność. I nie próbuj żadnych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl