[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przepraszam, że kazałam ci na siebie czekać - zaczęła usprawiedliwiać
się Melissa. Staruszka uniosła wątłą dłoń i gestem nakazała ciszę.
- Byłaś z Peterem, prawda? - Jej niebieskie oczy były tego ranka pełne
życia.
- Spacerowaliśmy po plaży - odpowiedziała Melissa, uradowana miłym
tonem głosu babki.
Nie zdecydowała się na zdjęcie okularów. Czuła, że zasłaniały ją przed
tymi przenikliwymi oczami, które w dziennym świetle natychmiast
- 34 -
S
R
rozpoznałyby oszustwo. Wiedziała, że starszej pani, tak bardzo przecież
podobnej do Soni, nie należy denerwować ani martwić.
- Peter to dobry chłopiec - powiedziała staruszka, podkreślając swoją
aprobatę skinieniem białowłosej głowy.
Zapanowała cisza. Na kominku wesoło trzaskał ogień. Melissa czekała z
założonymi rękami. Babka zamknęła powieki i zapadła w krótką drzemkę.
Do pokoju weszła cicho pielęgniarka. Składała właśnie na tacę puste
opakowania i buteleczki po lekarstwach, gdy usłyszała:
- Nie trzeba chodzić na palcach, Moffat. Jeszcze nie umarłam. - Starsza
pani przesunęła pełen kpiny wzrok z pielęgniarki na Melissę. Dziewczyna
wyprostowała się i siedziała sztywno, prawie nie oddychając.
- Nie będziemy ze sobą więcej walczyć, Soniu.
Wyciągnęła szczupłą dłoń w mimowolnym geście prośby i Melissa ujęła
ją w swoje ręce.
- Nie, babciu - powiedziała cicho. Niebieskie oczy staruszki pałały
dziwnym podnieceniem.
- Kochasz go, prawda?
Melissa ścisnęła jej dłoń. Starsza pani zakaszlała.
- Dobra z ciebie dziewczyna.
Na pożegnanie babka klepnęła ją w ramię. Melissa nachyliła się i
pocałowała ją w pomarszczony policzek.
Pielęgniarka otworzyła drzwi i dziewczyna wyszła z pokoju, nie oglądając
się za siebie. Dochodziła już do schodów, kiedy przez uchylone drzwi jadalni
doszedł do niej wybuch śmiechu wuja Harolda. Zajrzała do środka. Stół był
nakryty do obiadu; siedzieli już przy nim Davenportowie. Musiała się do nich
przyłączyć.
Peter wstał i podsunął jej krzesło. Kiedy siadała, starsza para popatrzyła
na nią z niechęcią. Pamela uniosła pytająco brwi i uśmiechnęła się, ale w jej
- 35 -
S
R
oczach czaiła się drwina. Melissę przerażała antypatia, tak wyraznie
wymalowana na twarzach obserwującej ją trójki.
Popatrzyła na zupę, którą właśnie przed nią postawiono. Miała już zamiar
przepraszać za spóznienie, ale Sonia na pewno by tego nie zrobiła; wzruszyła
więc tylko ramionami i wzięła łyżkę.
Podczas obiadu Pamela szczebiotała do Petera, wuj Harold grzmiącym
głosem rozprawiał o interesach, a jego żona w przerwach przytakiwała mu
swoim "no właśnie".
Zanim Peter odsunął krzesło, aby dać jej znak, że skończył, poprzysięgła
sobie, że już nigdy nie wezmie udziału w tak nieprzyjemnym spotkaniu.
- Pójdę po walizkę - powiedziała. Wuj Harold wydął dolną wargę.
- Nie tak szybko, dziewczyno - zagrzmiał groznym głosem. - A co z
przegłosowaniem nowego systemu zabezpieczeń?
Melissa zatrzymała się w drzwiach i uniosła brwi na wzór Soni.
- Ależ oczywiście, będę głosować za Peterem, skoro tak nalegasz.
- A może kochanie, odłożylibyście to do czasu, kiedy Sonia nie będzie się
tak spieszyć? - zasugerowała ciotka Cynthia.
- Rzeczywiście, nie ma pośpiechu - wtrąciła Pamela i popatrzyła na
Petera. - Chyba że chcesz przepchnąć swój projekt.
Pytanie zawisło w powietrzu; Melissa czekała przestraszona. Sytuacja
była napięta. Wuj Harold, przesadnie ożywiony, wychylał się do przodu, jakby
zaraz miał skoczyć. Peter był spięty; jego twarz miała wyraz pełen rezerwy.
- Zawsze można to zrobić w przyszłym tygodniu - powiedział
wymijająco, wzruszając ramionami. Popatrzył na Melissę; przez chwilę jego
oczy wyrażały pochwałę. - Pospiesz się, Soniu.
Melissa wbiegła po schodach na górę, rozejrzała się po raz ostatni po
uroczym niebieskim pokoju, po czym złapała walizkę i popędziła na dół. U
podnóża schodów o mało nie zderzyła się z Peterem. Wziął bagaż i potem oboje
- 36 -
S
R
zeszli bocznym przejściem na dół, by nieoczekiwanie znów wspiąć się kilka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]