X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spuszczała oczu z nadjeżdżającego auta.
%7łeby to był Alonso, żeby już do mnie wrócił,
modliła się w duchu.
Ale samochód zawrócił na środku ulicy i znowu
ruszył przed siebie.
Sophie się rozpłakała. A przecież wiedziała, że to
głupie, że nie powinna liczyć na cud. Skąd miałby się
tutaj nagle wziąć Alonso? To chyba przez Dantego.
Był taki pewny siebie, jakby o czymś wiedział.
A potem, jak na zawołanie, zjawiło się to auto...
- Sophie - usłyszała ciche wołanie. Przed nią, na
ścieżce wiodącej do domu poruszała się jakaś sylwet�
ka. Wysoka, potężna postać....
- Alonso! - Sophie zbiegła ze schodów, rzuciła
mu się na szyję. - Jesteś nareszcie!
- Wesołych świąt, munieca - powiedział Alonso,
tuląc ją do siebie.
Drzwi znów się otworzyły i - jak przed dwoma
dniami - rodzina Galvanów wysypała się na schody.
Lucio zbiegł na dziedziniec, porwał w ramiona Alo-
nsa, podniósł go do góry.
Sophie łzy zakręciły się w oczach. A więc Galvan
150 JANE PORTER
to nie tylko nazwisko, myślała. To także cała reszta:
bracia, siostry, ich dzieci i miłość. Bo oni naprawdę
się kochają!
Właśnie za tym tęskniła całe swoje życie. Za
wielką rodziną, za jej miłością i wsparciem.
- No, opowiadaj - poprosił Lucio, kiedy wszyscy
rozsiedli się w wielkiej kuchni, a Anabella postawiła
przed Lonem świąteczną kolację. - Czy doszło do
konfrontacji?
- Co z Valdezem? - dopytywał się Lazaro - Zła�
paliście go, czy znów udało mu się uciec?
Sophie zakręciło się w głowie. Siedziała obok
Lona otoczona jego braćmi, którzy zasypywali go
pytaniami. Zachowywali się głośniej niż dzieci pod�
czas porannego rozpakowywania prezentów.
- Właściwie nie było żadnej walki - opowiadał
Lon. - Brytyjskie służby specjalne porozumiały się
z CIA oraz z policją w Brazylii i Argentynie. Cała ta
armia otoczyła nasz dom; Valdez i jego ludzie nie
mieli żadnych szans.
- To znaczy, że Valdez jest w więzieniu - pod�
sumował Lazaro.
- Nie udało się go aresztować. - Lon pokręcił
głową. - Zastrzelił się, jak zobaczył, że już nam się
nie wymknie. Alvare zrobił to samo, a resztę wyłapa�
liśmy jak kaczki.
- My? - zapytała Sophie, nie bardzo wiedząc,
o kim mówi Lon.
- Wydział MI6, którym kierował Lon - wyjaśniła
jej Anabella.
WYPRAWA DO BRAZYLII
151
- Lon kierował departamentem MI6? - Sophie
nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Wujek Alonso jest szpiegiem - tłumaczył
z przejęciem Tomas. Tylko jemu i małemu Tulio
pozwolono wstać z łóżek i zostać z dorosłymi. - Pra�
cuje dla Jej Wysokości królowej brytyjskiej.
Sophie nie całkiem w to uwierzyła. Pomyślała
nawet, że chłopiec naoglądał się filmów z Jamesem
Bondem i stąd te dziwne fantazje...
- Naprawdę jesteś szpiegiem? - zwróciła się do
Lona.
Anabella i Lucio wymienili spojrzenia, Zoe przy�
tuliła się do Lazara.
- Ty o tym nie wiedziałaś, ciociu? - spytał z nie�
dowierzaniem Tomas.
- W dzisiejszych czasach nie mówi się  szpieg",
kochanie - odezwał się Lon. - Nazywa się to  ofi�
cer", w najgorszym razie  tajny agent".
- Jesteś szpiegiem! - Sophie nareszcie zrozumiała,
że to wszystko prawda, a nie dziecięca wyobraznia.
- Byłem agentem MI6 - poprawił ją Lon. - Dwa
lata temu odszedłem ze służby. Przeżyłem straszliwy
wstrząs. - Popatrzył jej prosto w oczy. - Straciłem
przyjaciela.
Nareszcie zrozumiała to wszystko, co dotąd nie
chciało się ułożyć w logiczną całość. Czemu Lon był
w Sao Paulo akurat tej nocy, kiedy zginął Clive i skąd
znał okoliczności jego śmierci, jakim sposobem mógł
zawsze wszystko załatwić i skąd miał tyle niezwyk�
łych znajomości.
JANE PORTER
152
- Coś mi się zdaje, że musimy sobie porozma�
wiać na osobności, kochanie - szepnęła mu do ucha.
Kiedy znalezli się w sypialni, zupełnie sami, Lon
stanął naprzeciw niej i powiedział:
- Przepraszam, że ci o tym wszystkim nie powie�
działem. Naprawdę nie mogłem. Dopóki żył Valdez...
- Rozumiem - przerwała mu.
- Rozumiesz? - zdziwił się Lon.
- Wolałeś, żebym nie wiedziała tego, co można
by ze mnie wyciągnąć siłą - pochwaliła się swoją
przenikliwością.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała, na jakie niebez�
pieczeństwa się narażałem.
- Naprawdę odszedłeś ze służby? - dopytywała
się Sophie, patrząc prosto w jego niebieskie oczy.
- Naprawdę. Teraz jestem wyłącznie zwyczaj�
nym właścicielem kopalni szmaragdów.
Sophie poczuła, jak kamień spada jej z serca. Tak
bardzo się bała o Lona, ale teraz już wszystko będzie
dobrze, teraz już zawsze będą razem.
Tak bardzo szczęśliwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.