[ Pobierz całość w formacie PDF ]

właśnie jego, Adama Wortha?! Niestety, wyglądało na to,
że tylko jedna osoba znała odpowiedz na to pytanie. Sama
Christy.
To był chyba najbardziej męczący dzień, od czasu gdy
podjÄ™li pracÄ™ w centrum. Pod wieczór Christy byÅ‚a zupeÅ‚­
nie wykoÅ„czona. Robert dawno już poszedÅ‚ do domu. Po­
myÅ›laÅ‚a, że powinna pójść w Å›lady ojca, ale poczuÅ‚a nieod­
partÄ… ochotÄ™, by zajrzeć do Adama. WiedziaÅ‚a, że nie po­
winna mu siÄ™ teraz narzucać. W ciÄ…gu dnia Adam dwukrot­
nie pojawił się w pobliżu ich stoiska, ale za każdym razem
była zbyt zajęta, by do niego podejść. Była ciekawa, jak
minął mu dzień. %7łałowała, że mieli dla siebie tak mało
czasu. Zastanawiała się, z kim umówił się na dzisiejszy
wieczór.
Do licha! Musi przestać o nim myśleć, bo inaczej
w krótkim czasie oszaleje. %7łwawym krokiem ruszyła przed
siebie zatrzymujÄ…c siÄ™ przed wystawami. Zwykle takie włó­
czenie się znakomicie uspokajało rozkołatane nerwy. Dziś
jednak potrzebowała czegoś innego. Zauważyła salon gier
elektronicznych i weszła do środka.
Wyciągnęła z kieszeni kostiumu pomięty banknot pię-
ciodolarowy. Wystarczy na jakąś godzinę. Potem będzie
mogÅ‚a spokojnie wrócić do domu i zająć siÄ™ pracÄ…. Rozmie­
niÅ‚a pieniÄ…dze i z garÅ›ciÄ… drobnych ruszyÅ‚a na poszukiwa­
nie ciekawej gry.
- Hej! Patrzcie no, kto tu zawitał? Czy nie powinnaś
raczej być teraz na biegunie, razem ze ZwiÄ™tym MikoÅ‚a­
jem?
Christy obejrzaÅ‚a siÄ™. Pod Å›cianÄ… staÅ‚ rudowÅ‚osy mÅ‚o­
dzieniec i przyglądał jej się z lekko drwiącym uśmieszkiem
na piegowatej buzi.
- To właśnie on mnie tu przysłał - wyjaśniła z poważną
miną. - Mam za zadanie sprawdzić gry komputerowe.
Może ty mi podpowiesz, od czego zacząć?
Chłopak wyjął ręce z kieszeni i podszedł bliżej.
- To zależy. Jesteś w tym dobra?
- Nawet bardzo dobra.
- Taak? - zdziwił się rudzielec. - To może zrobimy
zawody? Co ty na to?
Christy zmierzyła chłopca uważnym spojrzeniem.
W Filadelfii była częstym gościem baru z automatami do
gry. Błysk pewności siebie w oku chłopca przekonał ją, że
trafiła na twardego przeciwnika.
- Zgoda! Jaka stawka?
- Dolar za każdÄ… przegranÄ… rundÄ™ - zaproponowaÅ‚ chy­
trze chłopak.
Christy roześmiała się.
- Mowy nie ma. To byłby hazard, a w tym kraju to
przestępstwo. W dodatku jesteś nieletni. Co powiesz na
meksykańską kuchnię w barze  U Berthy"?
- Niech będzie - zgodził się rudzielec. - No to do
dzieła! Umieram z głodu.
Adam był zły. Nie nadążał z pracą. Poczta i rachunki
zajęły mu dużo więcej czasu niż przypuszczał. Zastanawiał
się właśnie, czy nie zadzwonić do ojca i uprzedzić go
o ewentualnym spóznieniu. Miał nadzieję, że uda mu się
wyjść z biura trochę wcześniej. Niestety. Z drzwi zawrócił
go telefon od strażnika. Wyglądało na to, że w salonie gier
komputerowych są jakieś kłopoty.
- Co się tu dzieje? - spytał jednego ze strażników,
usiÅ‚ujÄ…c przedrzeć siÄ™ przez otaczajÄ…cy sklep tÅ‚um mÅ‚odzie­
ży.
- Zawody - odpowiedział zagadnięty. - Grają już od
godziny i chyba pobili rekord. RozeszÅ‚a siÄ™ pogÅ‚oska o me­
czu i zleciały tu chmary dziaciaków.
- Cholera! - zaklÄ…Å‚ cicho Adam, wspinajÄ…c siÄ™ na palce,
by dojrzeć sprawców całego zamieszania.
Centrum było miejscem, gdzie zbierała się młodzież
z sÄ…siedztwa. Jak dotÄ…d, nie byÅ‚o z nimi żadnych proble­
mów. Teraz jednak, kiedy zbiegło się w jednym miejscu
tyle osób, mogła wywiązać się bójka.
A niech to! - pomyślał, otwierając szeroko oczy. Jeden
z graczy był przebrany za elfa. Czyżby to była Christy?!
Sam nie wiedział, czy to odkrycie bardziej go rozbawiło,
czy zirytowało. Z niedowierzaniem pokręcił głową.
Przez kolejne dziesięć minut wraz z resztą kibiców
przyglądał się meczowi. Wreszcie Christy przerwała grę
i uniosła do góry dłoń rudowłosego chłopca, tym gestem
przyznając mu zwycięstwo. Zciany zadrżały od oklasków
i gromkich okrzyków. Christy ruszyÅ‚a do wyjÅ›cia. Zwy­
cięzca dreptał za nią. Dziewczyna była tak zaaferowana, że
zauważyła Adama dopiero wtedy, gdy zastąpił jej drogę.
- Adam? - wykrzyknęła zdziwiona. - Co ty tu robisz?
- PilnujÄ™ porzÄ…dku - odpowiedziaÅ‚, rozglÄ…dajÄ…c siÄ™ do­
okoła. - Czy wiesz, że wywołałaś niezłe zamieszanie?
- Rozejdą się, jak zabiorę stąd chłopca - powiedziała,
uśmiechając się szeroko.
- Zabierzesz chłopca? Dokąd, jeśli można wiedzieć?
- Przegrany stawia zwycięzcy kolację  U Berthy" -
wyjaśniła. - Przyłączysz się do nas?
- Nie mogę. - Adam z żalem pokręcił głową. - Za pół
godziny powinienem być u ojca. Jeśli się nie pospieszę,
spóznię się na kolację.
- To brzmi zÅ‚owieszczo - zażartowaÅ‚a Christy, oddy­
chając z ulgą. A więc to kolacja z rodziną, a nie z kobietą.
ZauważyÅ‚a ze zdziwieniem niechęć w gÅ‚osie Adama. BÄ™­
dzie musiała poświęcić trochę czasu, by dowiedzieć się
czegoś więcej o stosunkach łączących Adama z rodzicami.
- To wcale nie żarty - mruknął Adam. - Moja macocha
nie cierpi, kiedy ktoś spóznia się na posiłki. Muszę uciekać.
Do zobaczenia rano!
Christy potakująco kiwnęła głową.
- Przykro mi, że przegrałaś.
- Następnym razem wygram - wzruszyła ramionami.
Pewność w jej głosie i porozumiewawcze mrugniecie
nie uszły uwadze Adama.
- Dałaś mu wygrać, prawda?
- No wiesz! Jak możesz tak mówić? - obruszyła się.
- Bo cię trochę znam. Dlaczego to zrobiłaś?
- Może opowiem ci jutro. Teraz muszÄ™ dotrzymać sÅ‚o­
wa i pożywić zwycięzcę, a ty spiesz się na kolację.
Odwróciła się, by odejść, ale Adam powstrzymał ją,
kładąc dłoń na jej ramieniu. Nim się spostrzegła, trzymał ją
w objęciach.
- Ależ panie Worth! - uÅ›miechnęła siÄ™. - Co siÄ™ z pa­
nem dzieje? ZapomniaÅ‚ pan, że nie wypada tak siÄ™ zacho­
wywać w miejscach publicznych?
Adam roześmiał się. Pocałował ją czule w czubek nosa.
- A więc? Dlaczego pozwoliłaś mu wygrać?
Christy upewniwszy się, że nikt ich nie słyszy, pochyliła
siÄ™ do ucha Adama.
- Wyobraz sobie, że masz piętnaście lat. Jak byś się
czuł, gdyby w obecności wszystkich twoich kolegów jakiś
elf ograł cię na komputerach?
- Umarłbym ze wstydu.
- No właśnie!
- Zrobiłaś to, żeby nie zranić jego dumy?
- Nie. ZrobiÅ‚am to dlatego, żeby koledzy nie wyÅ›mie­
wali się z niego. Czy wiesz, jak złośliwe potrafią być te
dzieciaki? Następnym razem, kiedy z nim zagram, będę
ubrana jak normalny człowiek i wtedy dołożę mu tak, że się
nie pozbiera.
Adam z rozbawieniem pokiwał głową.
- Dlaczego zawsze upinasz włosy? - spytał, odsuwając
jej kosmyk z czoła.
Christy popatrzyła na niego zdziwiona.
- %7łeby nie wpadały mi do oczu, kiedy pracuję. Czemu
pytasz?
- WolÄ™ ciÄ™ z rozpuszczonymi.
- Jutro tak się uczeszę. Specjalnie dla ciebie - obiecała.
- A teraz lepiej już idz. Inaczej na pewno się spóznisz.
Adam odprowadził ją tęsknym spojrzeniem. Wchodząc
do baru Berthy, Christy zatrzymaÅ‚a siÄ™, by przepuÅ›cić chÅ‚o­
pca przed sobą. Dostrzegając wzrok Adama, mrugnęła do
niego porozumiewawczo.
- Chyba już po wszystkim, szefie - powiedziaÅ‚ straż­
nik, mijajÄ…c Adama.
Mylisz się, mój drogi, odpowiedział mu w duchu Adam.
Mam przeczucie, że to dopiero początek!
ROZDZIAA
8
- Adam? Wejdz, proszę. - Charles Worth powitał syna
z przesadną, zdaniem Adama, jowialnością.
- Witaj, tato - odpowiedział Adam, przekraczając próg.
Przy okazji każdej wizyty miał tę samą wątpliwość: jak
przywitać siÄ™ z ojcem? Czy powinien go objąć, czy wystar­
czy tylko uÅ›cisk dÅ‚oni? Starszy pan byÅ‚ równie niezdecydo­
wany, więc Adam wyciągnął dłoń.
- Mam nadzieję, że się nie spózniłem?
- Skądże! Jesteś bardzo punktualny. Tym razem to
Marsha spóznia siÄ™ z kolacjÄ…. ByliÅ›my trochÄ™... zajÄ™ci i za­
pomnieliśmy, że czas ucieka - usprawiedliwiał się Charles
Worth. - Napijesz się czegoś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl