[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nawet Bianka, nie zaliczająca się do znawców wina, zrozumiała, że to doskonały produkt.
- Zachowamy znalezisko w tajemnicy? - zaproponował Zoltan. - Będziemy to wino
podawać tylko przy nadzwyczajnych okazjach i wszyscy będą się dziwić, skąd taki wspaniały
trunek. Nie, Bianko, ty już więcej nie pij. Nawet trzezwi mamy dostatecznie dużo kłopotów.
Roześmiała się, lecz Zoltan wiedział, że to śmiech przez łzy.
Zasmucony wyciągnął rękę i pogłaskał ją po policzku. Odwróciła głowę i musnęła
ustami wnętrze jego dłoni. Długo patrzyli sobie w oczy, ich spojrzenia świadczyły o
cierpieniu, miłości i tęsknocie, która nie ma żadnej nadziei.
ROZDZIAA IX
Johann obszedł pozostałe beczki, próbując po kolei ich zawartości. Ogarniał go coraz
większy entuzjazm, aż Zoltan zrozumiał, że chłopak osiągnął stadium, w którym nawet
najpodlejsze piwo usatysfakcjonowałoby jego organy smaku. Stanowczo odebrał mu
naczynie.
- Spróbujemy znów posłuchać? - zaproponował. Wrócili pod mur, ale wciąż nie
napływał zza niego żaden dzwięk.
- Co zrobimy? - zastanawiała się Bianka. Dłonie ciągle jej drżały po szarpiącej duszę
scenie z Zoltanem. Teraz jednak starali się zachowywać wobec siebie dystans. Zdawali sobie
sprawę, że balansują na krawędzi przepaści
- Trzeba wymyślić jakiś sposób zejścia do lochów - stwierdził Zoltan. - Musimy się
przekonać, czy mamy rację, czy też nie. Ale nie bardzo wiem, jak to zrobić. Mógłbym
pomówić z księżną wdową, ale cóż ona poradzi?
- Czy nie możemy wydostać się na zewnątrz i zawołać?
- Nad taką przepaścią?
- No tak, masz rację. Ale przecież ja ich słyszałam. Może spróbujemy zawołać stąd?
- Nie wiemy, co znajduje się w pobliżu, Bianko. Ktoś może nas usłyszeć.
Zniechęceni oparli się o mur.
Johann podniósł rękę. Widać było, że przyszedł mu do głowy jakiś pomysł.
- Jak blisko, waszym zdaniem, leżą lochy?
Zoltan i Bianka popatrzyli po sobie.
- Wołanie nadciągnęło z daleka - odrzekła dziewczyna po namyśle. - Ale chyba
uchwyciłam kierunek: płynęło z dołu.
- Mnie się wydaje, że to dość blisko - powiedział Zoltan. - Mury są tu bardzo grube.
- Kamień przenosi dzwięk, prawda? - mówił z zapałem Johann. - Gdybyśmy tylko
stwierdzili, co jest za murem!
- Potrafię to obliczyć - oświadczył Zoltan. - Jeśli lochy są pod pomieszczeniem za tą
ścianą, znaczy, że to wielka piwnica z winem.
- Kto ma do niej klucz?
- Konstancja von Burgen. Nikogo tam nie wpuszcza.
- Wiem już wszystko. Jak myślicie, czy dzisiaj będą potrzebować wina?
- Nie - odpowiedziała Bianka. - Książę wyjeżdża, słyszałam, że pozostali także się
gdzieś wybierają.
- Możemy mieć więc pewność, że nikt inny nie zejdzie teraz do tej piwnicy?
- Całkowitą. O czym ty myślisz, Johannie?
Biance odpowiedziało milczenie, młody żołnierz odszedł gdzieś dalej. Zoltan
popatrzył na dziewczynę, wytrzymała jego spojrzenie. Między nimi zapanował nareszcie
spokój, ale poczucia łączącej ich więzi nikt nie mógł im odebrać.
Johann wrócił z krótkim żelaznym prętem. Uklęknął na podłodze i zastukał nim w
kamienną ścianę. Trzy razy. Po chwili przerwy jeszcze trzy.
- Ryzykowne - mruknął Zoltan. - A jeśli wystawili straże?
Ale i on nie potrafił zapanować nad emocjami Czekali, lecz żaden odgłos nie zmącił
ciszy.
- Miejmy nadzieję, że kamień nie przenosi dzwięku wyłącznie w górę - sucho
zauważyła Bianka.
Zoltan chwycił pręt i puknął nim w podłogę. Wystukiwał swoisty sygnał i powtarzał
go w równych odstępach czasu. Potem jeszcze raz uderzył w ścianę.
- Pst! - uciszyła go Bianka. - Słuchajcie!
Wytężyli słuch. Do ich uszu doszło nieśmiałe postukiwanie, jak gdyby posłużono się
bardzo nieodpowiednim narzędziem.
Zoltan powtórzył swój sygnał.
- Czy rytm, który wystukujesz, coś oznacza? - dopytywała się Bianka.
- Nie, nie znam żadnego takiego systemu. Coś tylko sobie wymyślam.
Znów rozległa się odpowiedz. Teraz już nie mieli wątpliwości. Zoltan wsłuchiwał się
intensywnie. Najpierw trzy uderzenia, pózniej dwa, wreszcie jedno. Inny rytm niż Johanna.
Zoltan powtórzył system nieznajomego: trzy uderzenia, dwa, jedno.
- Johannie, jesteś geniuszem - mruknął, a chłopak całym sobą przyznawał mu rację.
- Byle tylko nie pomyślał, że to nowy współwięzień - zmartwiła się Bianka. - To
byłoby bardzo smutne.
Odległe stukanie rozległo się znów, słychać w nim było większy zapał, niemal
pośpiech. A potem doszedł ich stłumiony, dochodzący jakby z niesłychanie odległego świata,
krzyk.
- Co on mówi? - spytała Bianka.
Zoltan pokręcił głową.
- Rozróżnienie słów jest niemożliwe. Zrozumiałem tylko  pomocy , nic więcej.
- To decydujące, prawda?
- Oczywiście. Czy mam odpowiedzieć?
Kiwnęli głowami i potężny głos Zoltana przyprawił ich bębenki w uszach o
prawdziwy wstrząs.
- Tak! - zawołał. - Czekaj!
Zapadła cisza. Całkowita. Okrzyk zrozumiano.
- I jak, moje dwie mądre głowy? - spytał Zoltan. - Co o tym sądzicie?
- To mężczyzna - oświadczył Johann.
- I jest sam - uzupełniła Bianka.
- Zgadzam się z wami. Poza tym musi to być niezwykle cenny więzień, skoro wie o
nim jedynie rodzina Isenbranda i sami się nim zajmują. Ciekawe, kto to?
- Jakich potężnych wrogów może mieć Isenbrand?
- Wielu. Ale nie wiem o nikim, kto by... Ale tego się dowiemy. Pytaniem pozostaje,
jak go stamtąd wyciągniemy?
- Wykradniemy klucze - zaproponował Johann.
- Znasz tajemne kryjówki Konstancji? - cierpko spytał Zoltan i tym samym propozycja
została odrzucona. - Trudność polega na nieograniczonej władzy Isenbranda - ciągnął Zoltan.
- Bez względu na to, jak się zachowamy, on i tak wygra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl