[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wypowiedziała te słowa na głos.
- To znaczy, nie sądzę, że dlatego Mitch się zmienił, ani nic takiego, ja tylko...
Musiałam komuś to powiedzieć. Wiem, wiem, muszę się leczyć. Zrozumiem, jeśli
się mnie wyrzekniesz. Ja...
- Kiedy i gdzie to się stało?
- W piątek, po imprezie. Odwiózł mnie do domu i odprowadził do drzwi.
Pocałowaliśmy się. Najpierw zachowywał się jak dżentelmen, był trochę
nadopiekuńczy, a potem... To się tak jakby stało samo.
- Pocałowałaś Mitcha? Ty? A on ci pozwolił?
- No wiesz!
Kristin zamachała ręką.
- yle to powiedziałam. Po prostu... on jest taki... ty jesteś... Cóż, nie jesteś
blondynką. Nie jesteś bezmyślna. A osiemnaście lat skończyłaś dawno temu. Jesteś
taka... fajna. I inteligentna. I prawdziwa. A on nie uciekł z wrzaskiem?
- Sugerujesz, że faceci mają w zwyczaju uciekać przede mną z wrzaskiem?
- Nie! Ależ skąd.
- Nie zamierzam go usidlić. To by było bezproduktywne. A poza tym, on
pocałował mnie pierwszy.
Kristin spojrzała na nią z powagą.
- Przestań, Kristin, nie patrz tak na mnie. Nie powinnam była tego mówić. To
nic takiego. Jestem pewna, że to się więcej nie wydarzy. - Zaczęła skubać wargę. -
A od kiedy to Mitch chodzi taki odmieniony?
Kristin spojrzała przez salę na swojego szefa, który właśnie czarował
lokalnego marszanda.
- Cóż, od paru dni. Chyba od zeszłego piątku. Ale nowina!
R
L
- Nowina? Skąd! To był przypadek. Nikt tego nie planował i na pewno się to
nie powtórzy, bo mogłoby to zepsuć atmosferę w pracy. Przecież wiesz, że już
przez to przechodziłam.
- Masz na myśli tego faceta z Gold Coast, który wydzwaniał do ciebie cały
tydzień?
- Tak, Geoffreya. A przed nim był Adam z Sydney Car Sales, który naprawdę
wydawał się być miły i rozsądny do chwili, gdy znalazłam go na swojej
wycieraczce pogrążonego w łzach, bo jego matka nie pozwoliła mu się wy-
prowadzić, dopóki się nie zaręczy. I Roger, agent nieruchomości z Adelajdy, który
już w czasie rozmowy o pracę wypytywał, czy jestem mężatką i czy umiem robić
pieczeń. Niewątpliwie okres, który spędziłam, opiekując się mamą, wytworzył
wokół mnie specyficzną aurę. Przyciągam tylko samotnych zdesperowanych
mężczyzn. A Mitch nie jest taki. I dlatego się pogubiłam.
Kristin uścisnęła jej dłoń.
- Nie bądz taka skromna, kochanie.
Veronica wzruszyła ramionami.
- Tak czy inaczej, to ostatnia rzecz, jakiej bym chciała. Naprawdę chcę tu
popracować dłużej niż sześć miesięcy. Chciałabym pomieszkać gdzieś na tyle
długo, aby nawiązać przyjaznie, znalezć swoją ulubioną restaurację i poczuć, że
jestem częścią czegoś większego. A całowanie się z szefem mi w tym nie pomoże.
- Tamci faceci po prostu nie byli dla ciebie. Sama przecież mówiłaś, że to
naturalne, kiedy ludzie spotykają swoich partnerów w pracy. Gdzie indziej w tych
czasach dziewczyna może kogoś spotkać? W barze? W internecie? Powiedz. Ja nie
miałam wiele szczęścia.
Veronica roześmiała się, co jednak wcale nie poprawiło jej humoru.
- Może byłam zbyt surowa. Romans z przystojniakiem na pewno nie
skrzywdził jeszcze żadnej dziewczyny. Nawet z takim, który każdej przykleja
etykietę z datą przydatności. Może jesteśmy dla siebie stworzeni? - Upiła łyk
R
L
szampana, a potem odstawiła ciepły kieliszek na tacę. - Nie. Masz rację - dodała,
chociaż Kristin nie powiedziała ani słowa. - Lepiej to tak zostawić, a winę zrzucić
na koktajle i światło księżyca. Czas minie, zażenowanie zniknie. Będziemy się
sprzeczać o biznes, a on znajdzie sobie jakąś zygotę do całowania. I już.
Postanowione.
- Veronica, kochanie, ja tylko próbuję ci powiedzieć, że to wcale nie jest takie
proste, jak utrzymujesz.
- Ależ oczywiście, że jest. Po prostu trzeba powiedzieć nie.
- Ale przecież ty go lubisz.
- Ja... No dobrze, lubię go. Przy nim mam motylki w brzuchu. Nie
przeszkadzają mi nawet jego wykrochmalone koszule.
- Cóż, w taki bądz razie powinnam cię ostrzec: jesteś pierwszą prawdziwą
kobietą, na którą spojrzał od czasu Claire.
- Kim jest Claire?
Kristin przygryzła wargę.
- Claire Mitcha. No, mówiłam ci o niej. A jeśli nie ja, to ktoś inny.
- Nie, nikt mi nic nie powiedział.
Kristin nagle zaczęła rozglądać się nerwowo, jakby szukała drogi ucieczki, a
Veronice strach ścisnął gardło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl