[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwadzieścia lat. Miał zbyt długie, potargane włosy
i ponurą twarz. Brittany poczuła do niego antypatię
, od pierwszego wejrzenia.
- To Billy, brat Tima. Chciałam, żebyście się
poznali.
- Cześć, siostrzyczko - powiedział Billy, podchodząc
do swej bratowej.
- Billy, to jest żona Matta, Brittany.
- Dzień dobry, pani Diamond.
- Dzień dobry, Billy- odrzekła uprzejmie, myśląc,
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
jakbardzo tenchłopakma rozbiegane oczy, nigdy
nie patrzyjej prosto wtwarz.
Nagle ktoś otoczył ramieniemjej szyję. Matt przytulił
ją lekko do siebie.
- Widzę, że poznałaś Billy'ego.
- Mhm.
- Matt, dziękuję ci jeszcze raz za wszystko, co
zrobiłeś dla mnie dziś po południu - wtrąciła Maria.
- To naprawdę drobiazg. Nie wiem tylko, jak
długo jeszcze można odkładać pokrycie na nowo
domu gontami.
Maria spuściła oczy.
- Och, Matt, przecież wiesz, że mnie nie stać...
- Nie mów tak. Nawet tak nie myśl. Póki jestem
tutaj, stać cię na wszystko.
Zapadło niezręczne milczenie. Przerwał je nienatural-
ny śmiech Billy'ego.
- Tak, z pewnością. Nie ma dla mnie pracy od
kilku miesięcy - nie ma forsy. Ale słyszałaś, siost-
rzyczko. Możesz mieć, co tylko zechcesz.
- Uspokój się, Billy- powiedziała krótkoMaria.
Wzruszył ramionami i odwrócił się.
Brittany i Matt pożegnali się i wsiedli do samo-
chodu.
- Maria jest przemiła - odezwała się Brittany,
przerywając długie milczenie. - Bardzo ją polubiłam.
A jej mały synek to istny skarb.
- Nasz też taki będzie, przekonasz się.
Powiedział totakczule, że Brittanynie mogła
wykrztusić słowa ze wzruszenia. Odczekała chwilę
i szepnęła:
- Codo drugiegodziecka...
- Nie musimy mówić o tym teraz - przerwał jej
Matt. - W jego głosie wciąż była czułość, ale też i coś
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
innego - głęboka desperacja. - Zgadzam się, że jest
na to jeszcze za wcześnie. Na razie nie będziemy
poruszali tego tematu, dobrze?
- Dobrze.
Zapadła przytłaczająca cisza.
- Dlaczego Maria nie wniosła roszczenia po śmierci
Tima? - Brittany przerwała tę ciszę, nie mogąc dłużej
znieść narastającej atmosfery.
- Powiedziałemjej, że ma święte prawo to zrobić.
Dostałaby z pewnością mnóstwo pieniędzy. - Matt
westchnął głęboko.
- Pieniądze to nie wszystko. Nie wniosła skargi,
ponieważ jest do ciebie bardzo przywiązana. - Brittany
nie dała się złapać na haczyk.
- Pewnie tak. Timi ja przyjazniliśmy się ogromnie.
Był o kilka lat starszy od Marii i uważał ją za ósmy
cud świata.
- Maria też była chyba oddaną żoną.
- Uwielbiała go. Wyrwał ją z fatalnej sytuacji
domowej. Zresztą Billy też miał fioła na jego punkcie.
- Nagle uderzył dłonią w kierownicę. - Gdyby Tim
posłuchał mnie tamtego dnia, gdy go ostrzegałem,
żeby uważał na ciągnik.
Widząc zmienioną twarz Matta i słysząc niemal
histeryczne nuty w jego glosie, Brittany położyła
łagodnie dłoń na jego ramieniu.
- Czułabymsię taksamo.
- Maria piecze niezłe ciasto, prawda? - spytał
pozornie znów opanowany.
Brittanyprzechyliła kokieteryjnie głowę.
- Rzeczywiście. Czyżbym jednak wyczuwała jakiś
podtekst w twoich słowach?
Roześmiał się gardłowo i rzucił jej spojrzenie z uko-
sa.
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Czy kiedykolwiek krytykowałem twoje umiejęt-
ności kulinarne?
- Nie, ale też nie prawiłeś mi komplementów.
- Cóż... powiedzmy, że swoje prawdziwe talenty
rozwijasz w innych dziedzinach. - Uśmiechnął się
szeroko. - Wcale nie bawię się w dwuznaczniki.
- Bardzozabawne.
Ujął ją za rękę i ścisnął mocno palce.
- Wierz mi, my oboje zawsze będziemy umieli
zaspokoić swój głód.
Brittany przyglądała się, jak zabiera rękę i umieszcza
ją z powrotem na kole kierownicy. Takie silne,
wprawne ręce, pomyślała. Ręce, które umiały rozniecać
płomień w jej nagim ciele. Zarumieniła się, lecz nie
odwróciła wzroku.
Jechali pustą szosą. Matt zdawał się czerpać
ogromną przyjemność z szybkiego prowadzenia samo-
chodu. Droga pochłaniała całą jego uwagę, nie
spoglądał na Brittany.
Niebezpieczny - nasunęło jej się nagle to właśnie
określenie. Nie bała się go, raczej ją intrygował.
Co czuł do niej? Czy ją kochał? Czy uważał ją za
ósmy cud świata? Czy też po prostu tylko jej pragnął?
Nie wiedziała.
Co do jednego tylko miała pewność - Matt nie
byłby zdolny do umyślnego niszczenia własnego
sprzętu. To nie w jego stylu. Była o tym znacznie
bardziej przekonana niż wówczas, gdy wystąpiła wjego
obronie przed własnym ojcem. Zgoda, cechował go
upór, nadmierna duma, ale z pewnością nie był
złodziejem. Gdyby nawet miała jakieś wątpliwości,
pozbyłaby się ich po wizycie u Marii. Poza tymMatt
zbyt kochał swoją pracę, by ryzykować utratę wszys-
tkiego.
jan+a43
us
o
l
a
d
n
a
c
s
Skoro nie on ponosił winę, to kto? Brittany była
przeświadczona, że coś tu brzydko pachnie i kłopoty
Matta wcale nie wynikają z prześladującego go pecha.
Miała przeczucie, kto może być winowajcą.
Popatrzyła znów na Matta, tyle że tym razem jej
myśli wiązały się z jego pracą.
- Oncię nienawidzi, wiesz otym.
Matt rzucił jej krótkie spojrzenie.
- Kto?
- Billy.
- Na jakiej podstawie taktwierdzisz?
- Widziałam, jak na ciebie patrzył. Nienawiść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]