[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niczym. Będę się starała zachować cierpliwość, aż w końcu warknę
coś i poczujesz się urażony. Nie mam ochoty na takie sprzeczki.
Wolałaby w spokoju rozkoszować się pięknem nieba.
Oczywiście celem nadrzędnym było sprowadzenie Jacka do łóżka.
Ale na to miała jeszcze czas.
- Przypuszczam, że jakoś to zniosę - westchnął.
- Nie ma mowy. Zaczynasz się zachowywać jak panienka.
Nie powinna była tego mówić. Nie chciała go zaczepiać.
Zależało jej tylko na tym, żeby móc jak najszybciej użyć teleskopu.
Wstał bez słowa, obszedł biurko i stanął tuż przed nią. Musiała
wysoko zadrzeć głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Uważasz, że jestem baba? - Zabrzmiało to naprawdę groznie.
- Wcale nie - zawołała pospiesznie. - Wcale tak nie myślałam.
Tak tylko mi się powiedziało. O, ja niedobra. Powinieneś dać mi
nauczkę i zostawić mnie tu samą.
56
RS
Ale on odgarnął jej kosmyk włosów za ucho.
- Ze wszystkimi mężczyznami tak się bawisz?
- Tak. - Z trudem przełknęła ślinę.
- I to zawsze działa?
- Prawie.
- Ale nie tym razem.
Ujął jej twarz w dłonie, pochylił się i pocałował ją.
Czuła, że to zrobi. Miała czas, by uciec. Ale to przecież tylko
pocałunek, prawda? Wielka sprawa. Robili to już wcześniej i zawsze
panowała nad sytuacją. Prawie.
Ale nie tym razem. Gdy tylko poczuła jego usta na swoich
wargach, zaczęła topnieć jak wosk. %7łar wypełnił jej wnętrze.
Zapragnęła go przytulić i znalezć się jeszcze bliżej... jego gorącego
ciała.
Pomału przesunął wargami po jej wargach. Nie był to pocałunek
gniewny, pełen złości. Tym razem było to prawdziwe wyzwanie. Był
to pocałunek pełen niespełnionych obietnic.
Bez wahania położyła mu ręce na ramionach. A on przytulił ją
mocno. Był taki silny, męski... pociągający.
Wplótł palce w jej włosy, przesuwał kosmyki między nimi.
Drugą ręką głaskał ją po plecach. Leciuteńko. Powoli.
Ustami muskał jej usta. Raz za razem. Budził w niej coraz
gorętsze pragnienia. Gdy polizał jej dolną wargę, prawie krzyknęła. Z
najwyższym trudem udało jej się nawet wyczekać nanosekundę,
zanim zachęcająco rozchyliła wargi. Ale kiedy jego język dotykał jej
57
RS
języka, nie mogła pozostać obojętna. Krew w jej żyłach krążyła z
prędkością dzwięku. A każdy skrawek jej ciała błagał o pieszczotę.
Jack całował ją coraz mocniej, coraz zachłanniej. Odpowiadała z
równą namiętnością. Wdychała jego zapach. %7łałowała, że nie może
wejść w jego ciało, żeby się przekonać, co on czuje.
Czuła na brzuchu jego twarde podniecenie. Pragnął jej. Miała
namacalny dowód.
Powinna to być dla niej chwila wielkiej radości. Powinna
krzyczeć, napawać się tryumfem. Miała za sobą więcej niż pół drogi.
Ale kiedy w końcu odsunęła się od niego, nie powiedziała ani słowa.
Patrzyła prosto w jego ciemne oczy, w płonący w nich ogień. Prawie
taki sam, jaki rozpalał jej wnętrze.
I zrobiła jedyną rzecz, która na pewno nie miała sensu. Obróciła
się na pięcie i uciekła.
58
RS
ROZDZIAA PITY
Gdyby nie chodziło o dwadzieścia milionów na cele
charytatywne, o domu nie wspominając, następnego ranka Jack byłby
już w drodze do Teksasu. Ale był uwięziony na miesiąc. Pozostali
kumple wytrzymali, więc i on musiał. Ale gotów był się założyć o
każde pieniądze, że żaden z nich nie przechodził przez takie piekło jak
on.
Nie chciał rozmyślać o ostatnim pocałunku z Meri, ale o niczym
innym myśleć nie potrafił. Bo tym razem było inaczej. Poczuł potęgę
swoich pragnień. Już dawno nie doznał czegoś podobnego.
Kłopoty. Meri oznaczała wielkie kłopoty. Dużo łatwiej mu z nią
szło, kiedy była młodsza.
Poszedł do kuchni w poszukiwaniu kawy. Natknął się tam na
jednego z członków jej zespołu. Zmarszczył brwi. Usiłował sobie
przypomnieć, jak mu na imię.
- Dzień dobry. - Podał Jackowi dzbanek z kawą.
- Dzień dobry... Colinie - dodał z wahaniem.
- Zgadza się. - Colin poprawił okulary i uśmiechnął się. -
Wspaniały dom.
- To prawda.
- Należał do twojego przyjaciela? Do brata Meri? Tego, który
umarł.
Zwyczajne słowa. Tego, który umarł". A zabolały Jacka jak
smagnięcie brzytwą.
59
RS
- Tak - potwierdził. - Hunter zbudował ten dom.
- Meri mówiła, że dom będzie oddany miastu. Na sanatorium.
Wspaniała idea.
Cały Hunter. Nawet po śmierci był wyjątkowy.
- Jak idzie praca? - Jack zmienił temat. - Robicie postępy?
- Jeszcze nie. Teoretycznie jest możliwe zwiększenie ciągu w
bezpiecznych granicach, ale natura naszej planety wydaje się taka, że
im dalej i szybciej chcemy się poruszać, tym więcej produkujemy
trujących związków. Meri chce to zmienić. Kiedy się wezmie pod
uwagę, że nasze zródła energii są ograniczone, a atmosfera naszej
planety coraz bardziej zniszczona, konieczny będzie jakiś gigantyczny
przełom, zanim rozpoczniemy badania poza naszą galaktyką.
Colin wypił łyk kawy.
- Prawda jest taka, że kilka następnych pokoleń czeka los
wikingów. Tylko tratwy zamienią na rakiety w podróży w nieznane.
Analogia jest jak najbardziej uzasadniona, biorąc pod uwagę znikomy
poziom ich technologii. My uważamy się za najlepszych, ale
porównujemy to, co mamy teraz, do pierwszych rakiet rosyjskich.
Klejonych taśmą papierową i gumą. Ale przecież gdyby Rosjanie nie
wystrzelili rakiety jako pierwsi, czy Kennedy rozpocząłby program
[ Pobierz całość w formacie PDF ]