[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wcale nie utleniła, proszę pani, zawsze miała takie... piękne.
Ach tak? Więc omyliłam się... Panie Józefie, odbierają mi słuchawkę...
Domaszko usłyszał jej szept:
No bierz, bierz prędzej.
I przyciszony głos Rosiczki:
Nie chcę mamo, co on sobie pomyśli.
Dzień dobry, panie Józefie zdecydowała się wreszcie.
Dzień dobry, panno Rosiczko.
Pan jest paskudny, nieznośny, wcale nie chcę z panem rozmawiać!
Cóż zawiniłem? skrzywił się Józef.
Czemu się pan nie pokazuje? Czy tak można? Ja wiem, że pan sobie nic ze mnie nie robi,
ale może by chociaż przez grzeczność, przez zwykłą uprzejmość zechciał pan nas odwiedzić?
Kiedy doprawdy...
Panie Józefie, jeżeli pan zaraz nie przyjdzie, będzie pan miał we mnie śmiertelnego
wroga.
Ultimatum? próbował żartować. Lecz ona mówiła serio.
Znienawidzę pana! Jak mamę kocham! To nawet nie po rycersku z pańskiej strony, żeby
zmuszać mnie do błagania pana na kolanach...
Ależ panno Rosiczko, jak można...
Ja lubię wyrazne sytuacje. Więc mówię panu: albo pan zaraz przyjdzie, albo kwita z
przyjazni... No? Przyjdzie pan?
Przyjdę.
Ale zaraz! położyła słuchawkę.
Prawdę powiedziawszy myślał Józef to ona ma zupełną rację. Bywałem u nich prawie
co dzień i asystowałem jej, tego nie ukryję przecież. Dziewczyna mogła żywić zupełnie
wyrazne nadzieje i jej pretensje są całkowicie uzasadnione.
Pójdzie i powie wyraznie. Chce mieć wyrazną sytuację, będzie ją miała. Powie wyraznie,
że...
Ale, że co?...
Powiem jej, że jestem zakochany w innej.
Drzwi otworzyła sama Rosiczka. Miała oczy zapłakane.
Mama musiała wyjść na kwadrans do cioci Jadzi, bardzo pana przeprasza. W salonie
froterują podłogę, może pójdziemy do mego pokoju.
Był to mały, różowy pokoik. Wskazała mu miejsce na kanapie i usiadła naprzeciw.
Panno Rosiczko zaczął.
Brzydki pan jest... Brzydki i nielitościwy.
Jak to?...
Płakałam przez pana. Pan wcale nie ma serca.
W jej oczach zaszkliły się łzy.
Pan nawet nie wie, jak ta jędza Nuna mi dokucza i ten jej obrzydliwy narzeczony. I
nikogo nie ma, kto by mnie obronił, kto by mnie pocieszył. Jestem nikomu niepotrzebna.
Panno Rosiczko...
Nie, niech pan już nic nie mówi. Ja wiem, że pan potraktował mnie jak zabawkę... Jak
taką bezwartościową zabawkę... A teraz jeszcze unika mnie pan. Pozwala mi na takie
upokorzenia, że się cała trzęsę ze wstydu... O, niech pan zobaczy.
Wyciągnęła doń rękę, która istotnie drżała.
72
Pocałował i pogładził rękę, przypominając sobie ręce Lusi.
No, proszę się uspokoić, proszę się uspokoić powtarzał, zdając sobie jednocześnie
sprawę z tego, że byłoby okrucieństwem powiedzieć jej teraz, że kocha inną.
Ta jędza Nuna drwi ze mnie, że biegam do każdego telefonu, że nasłuchuję dzwonków.
Pewnie, że jestem głupia... Pan też uważa mnie za głupią, za bardzo głupią, brzydką, wstrętną,
narzucającą się?...
Ależ,bynajmniej...
O, nie! Wiem, że pan mną po prostu brzydzi się.
Jak można takie głupstwa mówić zaprotestował oburzony.
Wcale nie głupstwa. Pan mnie nawet nigdy nie pocałował.
No, jakże, panno Rosiczko perswadował zakłopotany.
Tak, tak, gdyby pan miał dla mnie chociaż iskierkę uczucia...
Usoadła na poręczy tuż przy nim i oparła się ramieniem o jego ramię.
Pan jest bez serca, bez serca... A moje, niech pan zobaczy, jak bije.
Wzięła jego rękę i chociaż trochę się opierał przyłożyła do małej wypukłej piersi. Ruch ten
sprawił, że straciła równowagę i zsunęła się mu na kolana.
Chciał zerwać się, lecz przytrzymała go:
Widzi pan, że pan się mną brzydzi.
Bynajmniej, ale... ale...
Przez myśl mu przebiegło, że oto wpadł. Wpadł jak ostatni głupiec. Dalej będzie wszystko
jak w staroświeckich romansach: oto drzwi się otworzą, a na progu stanie mecenasowa,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]