[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bazyliszek - zrymowałem. - Zabijał wzrokiem. Załatwiono go za pomocą zwierciadła.
- Bajki - uśmiechnął się.
- Być może. Jednak odnotowano, że pod koniec ubiegłego wieku na strychu jednej z
kamieniczek odnaleziono zbroję wykonaną z mocno już zmętniałych szklanych zwierciadełek
ozdobioną napisem: "Jan Tauer A.D. 1557". Prawdopodobnie należała do tego Zlązaka, który
podjął się zabić potwora.
- Lub była zmyślnym falsyfikatem wykonanym dla zabawy jakiegoś magnata - uzupełnił Jacek
z uśmiechem.
- Tego nie można wykluczyć.
- I cóż stało się z tym szacownym zabytkiem?
- Nie wiadomo. Zaginął w zawierusze dziejów.
Wyszliśmy na rynek. Znieg znaczyły tysiące odbitych śladów butów.
- Dlaczego nie macie ratusza? - zapytał.
- Stał tu, pośrodku - machnąłem dłonią.
- A ten, który odbudowywują przed Teatrem Wielkim?
- To nowszy ratusz, z XIX wieku. Powstał z przebudowanego Pałacu Jabłonowskich.
Minęliśmy katedrę Zwiętego Jana.
- Aadna budowla - powiedział w zadumie.
- Jeszcze przed wojną miała zupełnie inną elewację - wyjaśniłem. - Zniszczenia wojenne
paradoksalnie umożliwiły odtworzenie pierwotnego wyglądu świątyni. Czy też raczej powinienem
powiedzieć: przybliżonego do pierwotnego. W czasie powstania warszawskiego mieściła się tu
jedna z powstańczych redut. Linia frontu przebiegała przez środek głównej nawy.
Wyszliśmy na Plac Zamkowy.
- Zamek Królewski - pochwalił się wiedzą.
- Też ciekawa budowla - mruknąłem. - Podczas odbudowy znaleziono wiele interesujących
przedmiotów oraz niewielką salę, o której wcześniej nie wiedziano. Wewnątrz jest fajna wystawa
archeologiczna prezentująca przedmioty z wykopalisk.
- Jak jechałem przez most widziałem tam taki żółty budynek i jakieś koparki, od strony
Wisły...
- Ach. Wiem już, o co ci chodzi. Widzisz, podczas odbudowy nie przeprowadzono
odpowiednich prac zabezpieczających. Obecnie skarpa, na której stoi zamek, zaczęła się powoli
osuwać. Dlatego też firma Stabilator podjęła się utwardzenia zagrożonego fragmentu. Przez cale
lato pracowali tam archeolodzy, teraz trwają prace budowlane.
- Znaleziono coś ciekawego? - zainteresował się.
- Szczerze mówiąc niewiele wiem o badaniach w tym miejscu. Na pewno odnaleziono miejsce,
w którym stał mały drewniany pałacyk, będący mieszkaniem Władysława IV, gdy był on jeszcze
następcą tronu. W pobliżu samych Arkad Kubickiego - to ten budynek u podnóża skarpy -
natrafiono na ściany tak zwanej Oficyny Saskiej. Był to podłużny budynek, w którym mieszkali
dworscy oficjaliści i służba. W jednym z pomieszczeń zachowały się nawet resztki tynku ze
śladami fresków.
- Coś podobnego. Dlaczego ta oficyna była zasypana?
- Już w czasach saskich zaobserwowano niepokojące ruchy skarpy. Wtedy też podjęto decyzję
zabezpieczenia jej poprzez podparcie arkadami. Oficynę częściowo zburzono, resztki wypełniono
ziemią. Powstała w ten sposób jakby tama zmniejszająca dodatkowo nacisk na arkady.
Na parkingu przed barokowym kościołem Zwiętej Anny wsiedliśmy do Rosynanta i
pojechaliśmy popracować. Jadąc wąskimi uliczkami %7łoliborza Oficerskiego nie mogłem rozwinąć
specjalnie dużej szybkości, ale do Fortu Siergiej, jak się okazało, można było wygodnie podjechać.
Popatrzyłem w zadumie na zasuniętą na miejsce betonową donicę i skierowaliśmy swoje kroki w
stronę okrągłego budynku fortu.
Na czerwonym murze fortecznym czerwieniała tablica informująca, że wewnątrz mieści się
społeczna szkoła plastyczna, lecz na nasze łomotanie nikt nie otworzył bramy.
- Dziwne - powiedziałem.
Jacek badał ślady na śniegu.
- Ktoś przyszedł rankiem, dorzucił drewek do pieca, a potem poszedł do domu - powiedział. -
Zresztą po co miałby tu siedzieć. Są ferie zimowe.
- Czas nagli - mruknąłem, a potem przyniosłem z Rosynanta sznur zakończony kotwiczką i
zręcznie zarzuciłem go na blanki bramy. Chłopiec gwizdnął z uznaniem.
- Najwyższy czas na małą nielegalną inicjatywę.
Wdrapałem się na górę, a on po chwili pośpieszył za mną. Jak się domyślałem, za bramą
znajdował się maleńki okrągły dziedziniec. Opuściliśmy się na ziemię. Wysypana popiołem
ścieżka prowadziła do drzwi po lewej stronie od wejścia. Przez spore okna widać było przytulnie
urządzone sale szkolne.
- Burżuje - mruknął z uznaniem.
- Czyżbyś był wojującym komunistą? - zaniepokoiłem się. - Zgoliłeś ten punkowski czub...
- Nie, po prostu wyraziłem swój zachwyt - popatrzył na mnie niewinnie. - Jak pan sądzi, gdzie
może być wlot tunelu?
- W piwnicach. Pod klasami, które są ułożone w amfiladzie, jest ciąg podobnych pomieszczeń
podziemnych. A wejście pewnie przez klatkę schodową za tymi drzwiami - pokazałem na końcu
podwórka solidne dębowe wrota, leżące na osi bramy.
Ruszyliśmy w ich stronę znacząc śladami dziewiczą biel puszystego śniegu.
- Zauważą, że ktoś im tu buszował - zauważył.
- Zostawię swoją wizytówkę, żeby się nie niepokoili.
Drzwi, jak się okazało, nawet nie były zamknięte. Weszliśmy do środka. Schody o
wydeptanych ceglanych stopniach prowadziły w dół. Zeszliśmy. Pod salami lekcyjnymi fort
dookoła obiegały kazamaty. W ścianach widać było jeszcze ciągle zamurowane otwory strzelnicze.
Po zasypaniu fosy otaczającej fort artyleryjski przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Obeszliśmy
je dookoła płosząc szczury. Znalezliśmy zapas węgla i drewna potrzebnych do ogrzewania szkoły i
kilka butelek po wodzie mineralnej. Wreszcie wróciliśmy do sporej sali pod schodami.
- Dziwne - zauważył. - %7ładnych śladów. Sądzi pan, że tu może być jeszcze jedna kondygnacja
niżej?
- Nie. Musiała znajdować się tutaj - wskazałem kawałek podłogi. - Zwróć uwagę na ścianę. To
najpewniej pochylnia prowadząca na dziedziniec fortu. Zasypana ziemią i zamurowana od tej
strony. Kilku żołnierzy z łopatami i jeden z kilofem mogliby udrożnić ją w kilka godzin, a
szerokość i wysokość umożliwiłyby wjazd tu ciężarówki.
Uniósł brwi z uznaniem.
- Faktycznie, to może być zasypana pochylnia. Ale gdy ciężarówka znajdzie się tu, to co dalej?
Mogę się założyć, że wokoło mamy lity mur.
Klepnąłem ścianę. Faktycznie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl