[ Pobierz całość w formacie PDF ]
co się zanosi. Pozostał nam jedynie ślub.
- To raczej staromodne rozwiązanie, prawda?
- Chciałem ocalić dziecko. Nie sądzę, żebyś uznała to za błąd.
- W żadnym wypadku. - Pokręciła głową. - Postąpiłeś słusznie. Inni
mężczyzni w ogóle by się tym nie przejęli.
- Zachowałem się wtedy jak należy i dlatego rano będę w kropce, bo
muszę jednocześnie przyjmować pacjentów i opiekować się synem. Oby
tylko pielęgniarki zgodziły się nim zająć.Mam półtora dnia na znalezienie
opiekunki. Do poniedziałku muszę się z tym uporać.
Connie nie miała wyboru. Jej serce i usta podjęły decyzję, nie pytając
o zdanie rozumu.
- Jeśli chcesz, zostaw go pod moją opieką. Nudzę się tu okropnie.
Popatrzył na nią z uwagą i nadzieją, która jednak szybko zniknęła.
- Przecież nie znosisz dzieci. Sama mi wczoraj powiedziałaś, że
gdybyś dochowała się potomka, wysłałabyś go do szkoły z internatem.
- To był żart. - Wybuchnęła śmiechem, lecz Patrick zachował powagę.
- Nie mogę ryzykować. Marina uważa, że Edward komplikuje jej
życie. Nie mogę dopuścić, żeby opiekunka traktowała go w ten sam sposób.
- O tym nie ma mowy! - obruszyła się Connie. - Naprawdę
żartowałam, kiedy rozmawialiśmy o dzieciach! Przepadam za nimi! Na
miłość boską, przecież jestem pediatrą.
- Raczej chirurgiem dziecięcym specjalizującym się w operowaniu
noworodków. To wcale nie znaczy, że będziesz dobrą nianią.
- Słusznie - powiedziała z namysłem - ale dobrze życzę wszystkim
dzieciom. Pragnę, żeby były zdrowe, szczęśliwe, zadowolone i bezpieczne.
60
RS
Patrick, jestem na miejscu, dobrze się rozumiemy, więc pozwól mi
opiekować się małym przynajmniej do czasu, gdy znajdziesz odpowiednią
kandydatkę.
Wahał się przez moment, a potem wstał.
- Mogę się zastanowić? Powinienem mieć pewność, Connie, chyba to
rozumiesz. Poza tym sama także powinnaś to przemyśleć, nim podejmiesz
decyzję. Nie chciałbym, żebyś przygarnęła go pod swoje skrzydła pod
wpływem impulsu, a potem żałowała, bo jest dość absorbujący.
Przyznała mu rację. Zawsze była nazbyt porywcza.
- Zgoda. Podoba mi się takie rozwiązanie. Rano wrócimy do naszej
rozmowy.
- Dziękuję za wszystko, co dzisiaj zrobiłaś. Jestem ci bardzo
wdzięczny za opiekę nad małym... Dałaś mu niedzwiadka, a to piękny gest.
- Ucieszyłam się, widząc, że znów przytula go mały chłopiec. -
Uśmiechnęła się smutno. - Anthony zabrał misia, gdy jechał na studia. Od
razu pomyślałam, że dam go Edwardowi. To mi się wydawało oczywiste.
- Nie każdy tak uważa - odparł cicho Patrick. Domyśliła się, że chodzi
mu o Marinę, która na pewno by nie pozwoliła, by w jej mieszkaniu
poniewierała się jakaś stara zabawka.
- Chyba masz rację - przyznała, czując, że ogarnia ją śmiertelne
zmęczenie. - Dobranoc, Patrick. Zobaczymy się rano.
Poszła na górę, zajrzała do chłopca i położyła się spać.
Patrick także poszedł na gorę. Nie wiedział, co dalej robić. Pomysł
Connie stanowił doskonałe rozwiązanie, z drugiej strony jednak sama
mówiła, że dzieci to prawdziwe utrapienie. Próbowała wprawdzie obrócić to
w żart, lecz nie można wykluczyć, że naprawdę tak uważa.
61
RS
Westchnął i zgasił światło. Nie mógł zasnąć; myślał o synu
przywiezionym niespodziewanie przez Marinę, o Connie z całego serca
współczującej Edwardowi, o swoim poczuciu winy oraz wielkiej miłości do
syna.
Nagle rozległ się stłumiony krzyk. Patrick wyskoczył z łóżka i wybiegł
z sypialni. W korytarzu natknął się na Connie, która pędziła w tę samą
stronę. Wymienili uśmiechy i pełne obaw spojrzenia.
- Ja się nim zajmę. I tak dużo dla nas zrobiłaś, Connie. Dzięki za
pomoc.
Przystanęła, kiwnęła głową i wróciła do siebie. Patrick wszedł do
pokoju syna i zapalił nocną lampkę. Chłopiec spał, ale coś mamrotał i rzucał
się gwałtownie przez sen.
- Spokojnie, mały, tata jest przy tobie - mruknął, a Edward otworzył
oczy.
- Tatuś? - spytał niepewnie.
- Tak, skarbie. Przestraszyłeś się?
- Miałem sen - odparł Edward.
- Wiem. - Patrick nie chciał zostawiać go samego, ale łóżko było dla
nich obu za wąskie. - Mam pomysł. Chcesz dzisiaj spać u mnie? Trochę to
dziwne, prawda?
- Mógłbym naprawdę spać w twoim łóżku? - spytał z nadzieją Edward.
- Oczywiście.
- Connie nie będzie zła?
Przez moment Patrick nie wiedział, o co chodzi, a gdy w końcu
zrozumiał, ogarnęła go złość, której nie mógł okazać.
62
RS
- Connie jest moją koleżanką, a nie dziewczyną. To świetny kumpel -
wyjaśnił. - Zastępuję w przychodni jej ojca i opiekuję się jego pacjentami.
Edward potrzebował trochę czasu, żeby to przemyśleć. Skinął głową i
zapytał:
- Czy mogę zabrać misia?
- Oczywiście. - Patrick sięgnął po niedzwiadka, wziął syna na ręce,
zaniósł do swego pokoju i położył na wielkim łóżku. Wkrótce obaj zasnęli.
Connie znalazła ich rano mocno przytulonych.
- Nie narobimy bałaganu? - wypytywał z obawą Edward. Connie
podniosła wzrok znad miseczki napełnionej pokruszoną czekoladą i
spojrzała na wystraszoną twarzyczkę.
- Będzie trochę nieporządku - przyznała - dlatego włożyliśmy stare
ubrania i fartuchy. A poza tym lekki bałagan sprawia, że praca staje się
zabawą. Teraz będzie mi potrzebna twoja pomoc. Stawiam miseczkę na
garnku z wrzącą wodą i mieszam topniejącą czekoladę. Mogę pracować
tylko jedną ręką, więc ty otworzysz płatki. Umiesz się posługiwać
nożyczkami?
Podała Edwardowi kuchenne nożyce z okrągłymi końcówkami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]