[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że burza powodowała zakłócenia.
- Tornado... - mówił spiker. - Nie potwierdzone
doniesienia. .. straty... w centrum Atherton.
Boże, Jane! uprzytomnił sobie i dodał gazu.
Deszcz ustał, nim Samuel dojechał do Atherton. Zbliżając
się do miasta, widział tylko zwyczajne szkody spowodowane
burzą, połamane gałęzie drzew, pojedyncze dachówki zerwane
z dachów, w sumie nic poważnego. Lecz w centrum było
zupełnie ciemno, a tam właśnie mieścił się budynek, w którym
odbywał się bal.
Wydawało się, że tornado nie dotarło do zachodniego
krańca miasta, gdzie mieszkała Jane. Tam widać było światła.
Samuel zapragnął, żeby Jane siedziała w domu, lecząc smutek,
lecz w głębi duszy wiedział, że było inaczej. Im bardziej
pragnął widzieć ją w domu, tym mniejsza wydawała się
nadzieja, by okazało się to prawdą. Przecież Jane zawsze
postępowała tak, jak trzeba było postąpić.
W centrum musiał znacznie zwolnić. Dwa razy
zatrzymywał się, by zapytać o losy budynku, w którym
odbywał się bal, lecz powtarzano mu tylko, że tam zniszczenia
okazały się największe i wszyscy niepokoją się o ludzi, którzy
się stamtąd nie wydostali.
Samuel znał ulice miasteczka. Przestudiował ich układ na
mapie, nim przyjechał do Atherton. Teraz już dwukrotnie
natknął się na zablokowane przejazdy, w końcu musiał
zostawić auto i ruszyć pieszo. Po przejściu kilkunastu metrów
zaczął biec. Widział w życiu różne zniszczenia, najczęściej
spowodowane ostrzałem lub wybuchami bomb. Te wyglądały
inaczej, bo sprawił je kaprys natury. Wywrócone auta
tarasowały jezdnie i chodniki, zewsząd zwisały porwane
przewody wysokiego napięcia. Nad miastem przewalały się
ciemne chmury. Po drodze Samuel natknął się na przewrócone
drzewo i czyjąś kanapę wyrzuconą z mieszkania uderzeniem
wichru. Trzy domy, stojące jeden za drugim, zostały
doszczętnie zniszczone, czwarty pozostał nienaruszony.
Kolejny stracił dach.
Wszędzie kręcili się ludzie. Niektórzy byli w szoku, inni
próbowali usuwać szkody. Policjanci kierowali rannych do
punktów opatrunkowych. Samuel bez przerwy zadawał
wszystkim pytania. Nikt nie udzielił mu jednak ostatecznej
odpowiedzi. W duchu powtarzał sobie, że Jane nic się nie
stało.
W jednym ze zrujnowanych budynków wybuchł pożar.
Pojawili się tam strażacy. Tej nocy w mieście bardzo
potrzebni okazali się ludzie umiejący kierować akcją
ratunkową.
Samuel biegł coraz szybciej. Gdy zbliżył się do domu, w
którym miał odbywać się bal, zobaczył światło. Zatrzymał się.
Budynek był nienaruszony, tylko wyleciały zeń wszystkie
szyby. Z wnętrza dobywało się przyćmione światło, inne niż
elektryczne. Pomyślał, że uruchomiono awaryjny generator.
Widać było również ludzi z latarkami. Samuel musiał zwolnić
kroku, by przedostać się przez tłum. Po chwili natknął się na
starszego mężczyznę w białej koszuli z odznaką Czerwonego
Krzyża.
- Szukam kogoś - zwrócił się do niego. - Ona musi tam
być...
- Dobrze pan trafił. Właśnie tutaj zbieramy dane o
zaginionych i opatrujemy rannych. Mówi pan, że poszukiwana
tu była? Na balu? Samuel skinął głową.
- To wszystko w porządku - odrzekł z ulgą rozmówca. -
Ludzie znajdujący się wewnątrz nie doznali obrażeń. Zaraz
potem Jane zaprzęgła nas do pracy.
- Jane?
- Jane Smith - potwierdził starszy pan. - Musi tu gdzieś
być. - Wskazał w kierunku otwartych drzwi.
Wokół kłębił się tłum. Niektórzy ludzie płakali. Były
wśród nich dzieci. Samuel ostrożnie torował sobie drogę.
Zobaczył Jane, jak stoi w długiej, wieczorowej sukni i
wydaje polecenia. Miała włosy w nieładzie, zabrudzony
policzek i ciemną smugę na sukience. Gdy na nią patrzył,
właśnie uśmiechała się pocieszająco do pary staruszków i
kierowała ich do wnętrza budynku, potem zajęła się małą
dziewczynką, jednocześnie odpowiadając na pytania innych
ludzi.
%7łyje! Jest cała i zdrowa! Samuel stal bez ruchu, nie mogąc
myśleć. Z emocji nie był w stanie wymówić jej imienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl