[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życia! Chcesz, żeby ktoś ci mówił, co robić, bo nie masz do siebie
zaufania!
- Ale zdecydowałam, że tym kimś nie będziesz ty.
Martika patrzyła na nią, przygryzając do krwi dolną wargę
i czując, że za chwilę naprawdę wybuchnie płaczem.
- Mam cię gdzieś. - Odwróciła się na pięcie i wyszła.
- To jeden z najgorszych dni w moim życiu - powiedziała
smętnie Sara.
- Gdzie jest twoja mentorka? - spytał Taylor, siedzący na
przeciwległej kanapie, obok Pink.
Pink nie słuchała, całą uwagę skupiwszy na przystojnym
facecie, którego wypatrzyła w tańczącym tłumie.
- No właśnie. Miałyśmy straszną awanturę.
- Nie przejmuj się - zachichotał. -Jej napady szału nie trwają
dłużej niż dwa dni. O co się pokłóciłyście?
- Znów zaczęła ględzić, żebym się nie przejmowała utratą
pracy, że znajdę następną, że muszę się upić, zabawić i przestać
o tym myśleć.
- I co jej powiedziałaś...?
- %7łe... wygląda na to... że jej to na dobre nie wyszło.
Taylor parsknął krótkim, szczekliwym śmiechem.
- Cholera. Założę się, że dostała piany.
- I powiedziałam jej, że mnie tłamsi... jakoś tak.
- %7łartujesz! - Taylor zrobił wielkie oczy.
- Ona nas wszystkich traktuje jak niewyżyta matka kwoka.
- Sara pociągnęła następny łyk dżinu z tonikiem. Strasznie
mocny, pomyślała - Tommy, który zwykle pilnował tych
rzeczy, musiał mieć dzisiaj wolne. - Przecież ciebie ona też
czasem wkurza...
- Jasne, ale ja jej nigdy tego nie mówię! - Taylor znów się
roześmiał. - Saro, jesteśmy rodziną Martiki. Zamiast świrować tak
jak my, czy załamywać ręce, ona całą swoją energię poświęca na
uczenie nas, jak mamy żyć. Taka już jest. Nad-mamuśka Bulwaru
Hollywood. - Pokręcił głową. - Więc jak to się skończyło?
- Krew ją zalała. Nie byłam w nastroju na przeprosiny, więc
przyszłam tutaj.
Taylor westchnął i podniósł wzrok.
- Ooo! Aadny chłopiec przy barze.
Z apatyczną miną odwróciła głowę. Poczuła się solidnie
wstawiona. Niedobrze, za wcześnie. Do domu miała niezbyt
daleko, ale jeśli ubzdryngoli się za bardzo... - zawsze może
wezwać taksówkę.
Taylor wstał, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem.
- O rany. On łypie na mnie. Wymienić ci szklankę na pełną?
- Eee... lepiej nie. Bez Martiki... - Cholera, nie potrzebowała
dozorcy. - Jasne, że tak.
Patrzyła, jak podchodzi swobodnie do baru, zamawia drinki
i z niedbałym wdziękiem nawiązuje rozmowę z facetem, który
go zainteresował. Nie miała pojęcia, jak on to robi, ale za
każdym razem podziwiała jego zdolności aktorskie - był teraz
taki spokojny, jak gdyby minutę wcześniej nie piszczał z pod
niecenia na sąsiedniej kanapie.
Zrobiła zdziwioną minę, kiedy przysiadł się do niej Kit.
- Hej, wszystko w porządku?
Była zła, że potrafił wyczuwać jej nastroje - zwłaszcza że on
zdawał się mieć zawsze taki sam nastrój. Facet w nastroju
uniwersalnym. Albo w nastroju XL. Zachichotała pod nosem.
Tak, tym razem alkohol zdecydowanie dobrze jej robił.
- Spytałem, czy wszystko dobrze.
- A nie wyglądam dobrze?
- To polowanie na komplement?
- Daj spokój, Kit.
Wrócił Taylor, z drinkami w obu rękach i z chłoptasiem
prawie wiszącym mu na ramieniu.
- Bardzo proszę, kochanie - powiedział z wylewną serdecz
nością. - Och! Kit się objawił. Widzę, że jesteś w dobrych rękach.
My chyba wyskoczymy do innego klubu. Poradzisz sobie,
słonko?
Sara przewróciła oczami. Inny klub, akurat. Znała ten jego
błysk w oczach.
- Jasne, że tak.
- Fajnie. To pa, kochani! - Wybiegł prawie galopem.
- Co to znaczyło, że jesteś w dobrych rękach?
- Bo ja wiem? - Wzruszyła ramionami.
- Gdzie jest Tika?
- Nie potrzebuję dozorcy, Kit.
- Oczywiście. Pokłóciłaś się z królową Amazonek, czy
wyszła z upolowanym towarem?
- Prawdopodobnie. Nie wiem.
- Saro, dlaczego jesteś tu sama?
- Odczep się, nie potrzebuję niańki! Jestem dorosłą kobietą.
Dorosłą kobietą bez pracy i bez faceta, ale sama potrafię o siebie
zadbać!
- Rozumiem. Bez pracy i bez faceta. Lubiłaś pracę, którą
straciłaś?
- A co to ma do rzeczy?! Nie chodzi o to, czy lubiłam
swoją pracę! - Zorientowała się, że wrzeszczy, bo patrzyli na
nią ludzie. Zniżyła głos, a Kit przysunął się trochę bliżej.
- Chodzi o to, czy lubię żyć tak, jak żyję. Mam... miałam
pracę, która pozwalała mi się utrzymać, rozumiesz? Nie zale
żało mi na robieniu kariery.
- Dbanie o karierę zawodową nie jest niczym złym.
- Wiem!
- Wewnętrzny głos, proszę.
Była tak rozdrażniona, że miała ochotę go zdzielić. Mętnym
wzrokiem spojrzała mu prosto w oczy.
- Myślałam, że w końcu mi się udało. Próbowałam robić
plany zawodowe, a jakże, poszerzać  sferę wpływów", i nic
z tego nie wyszło. Potem próbowałam się bawić i totalnie migać,
i nawet to schrzaniłam. Jak można coś schrzanic, nie mając
żadnych ambicji?
- Zdarzają się ludzie o wyjątkowym talencie - powiedział
z uśmiechem.
- Mam tego dosyć. Poddaję się.
- Ustalisz na nowo cele?
- Nie wiem, co zrobię, Kit. - Zażenowana, poczuła, jak łzy
nabiegają jej do oczu. - Po prostu nie wiem.
Objął ją nieporadnym gestem, ale odtrąciła jego rękę, równie
niezdarnie.
- Posłuchaj, Saro, przykro mi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl