[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwanym wojsku, rzekomo stutysięcznym. Z tej to Reichswehry zwolnił się i przeszedł do
przemysłu. U Siemensa w Berlinie awansował na dyrektora wydziału prac rozwojowych. Na
stanowisku tym udało mu się wprowadzić istotne ulepszenie w polowym aparacie
telefonicznym wzór 29, używanym w niektórych jednostkach wojskowych. Następnie, po
kilku ćwiczeniach rezerwy awansowany na pułkownika, potrafił uszczęśliwić
wielkoniemiecki Wehrmacht unowocześnioną radiostacją polową wzór 36. W wyniku
wzajemnego oddziaływania wojskowych doświadczeń i zmysłu wynalazczego powstały
pózniej owe serie urządzeń Blutenbergera, nadające się do łączenia w zestawy rozmaitej
wielkości. Za ich pomocą na przykład meldunki o nalotach nieprzyjacielskich z
dozorowanego obszaru powietrznego można było natychmiast przetwarzać na szczegółowe
rozkazy dla obrony przeciwlotniczej. Dzięki tym innowacjom w dziedzinie wysoko
rozwiniętej techniki łączności możliwe stało się pózniej urządzenie centralnego stanowiska
dowodzenia w potudniowo-niemieckim zameczku Friedrichsruh. Był to obiekt o
szczególnym znaczeniu.
Mało kogo zaskoczył fakt, że Blutenberger, pułkownik, a wkrótce potem generał major,
na mocy rozkazu Fqhrera z dnia 5 grudnia 1943 roku powołany został do kierowania
centralnym stanowiskiem dowodzenia, a zatem do praktycznego wykorzystywania
najnowszych wyników badań i rozwiązań technicznych. Nikt prawie z tego powodu się nie
dziwił.
65
Od tego czasu generał", jak wkrótce zaczęto nazywać Blutenberge-ra, objął nadzór nad
całym systemem. Był przy tym zdania, że jego" ludzie bardzo go szanują, poważają, a
czasem nawet kochają. Czuł się co najmniej blisko związany, niemalże uczuciem, z Marianną
Dengler. Oficjalnie figurowała ona jako dama recepcyjna; w żołnierskiej gwarze nazywano ją
Vozida"*. W dowód głębokiej sympatii generał pozwolił jej, by, będąc z nim sam na sam,
mówiła mu po imieniu.
Gdy porucznik Crusius i komendantka Eryka Warnke bezpośrednio po zakończeniu
dochodzenia w sprawie spoliczkowania zjawili się w zameczku Friedrichsruh, okazało się, że
generał jest już do pewnego stopnia zorientowany w incydencie. Przynajmniej co do tego, że
kuzynka Marianny, to znaczy Zuzanna, ma jakieś kłopoty. Poza tym zaś, gdy Crusius i
jejmość Warnke zdali mu relację z przesłuchiwania uczestników zajścia i świadków, uznał,
że jest świetnie poinformowany o samym wydarzeniu i jego kulisach.
No, tak powiedział generał Blutenberger, gdy tamci skończyli. Wydawało się, że
mocno się nad czymś zastanawia, a on tymczasem cieszył się, że ktoś podziwia jego twórczą
zadumę. Po chwili obojgu oświadczył, dając do zrozumienia, że to, co mówi, jest wynikiem
głębokiej refleksji: Przede wszystkim musimy sobie wciąż zadawać pytanie: co jest
pożyteczne dla naszej wpólnoty, co pomaga nam w wywiązywaniu się z zadań? Poza tym
wbicie klina między naszych żołnierzy i tak bardzo nam potrzebne dziewczęta ze służby
pomocniczej miałoby opłakane skutki.
To, panie generale, nie wydaje.się wcale takie łatwe.
Trzymajmy się więc tej myśli! W naszym wypadku jeden z żołnierzy dał się skusić
ponętną powierzchownością; przy tej okazji posunął się o krok dalej, niżby wypadało. A
dziewczyna, spontanicznie reagując, posunęła się też o krok za daleko. Nie widzę zatem
szczególnego powodu do podniecenia. W każdym razie jakakolwiek kara byłaby nie na
miejscu. Jednakże dla uspokojenia umysłów jestem skłonny uznać za słuszną propozycję
sierżanta Wegnera, myślącego jak zawsze rozsądnie. Plutonowy Bleibtreu powinien
przeprosić. Powiedzmy, przed zebraną załogą, tym razem damską.
* Skrót od niemieckiego Vorzimmcrdame" dama z przedpokoju (wątpliwego gatunku dama) (przyp.
tłum.).
66
Uważam, że to rozstrzygnięcie jest bardzo słuszne i mądre
odezwała się komendantka Warnke.
Crusius pokręcił głową.
Ten Bleibtreu nigdy tego nie zrobi! Będzie twierdził, że coś podobnego uwłacza jego
godności żołnierza i mężczyzny.
Niech go pan do tego skłoni zachęcił generał podwładnego. A jeśli nie posłucha
od razu, niech mu pan wyda rozkaz! Byłoby śmiechu warte, gdybyśmy nie potrafili uporać
się z tą niedorzeczną sprawą!
3. Nie ma dymu bez ognia
Niełatwe miała zadanie do wykonania Eryka Warnke, chcąc mocno ująć w garść
dziewczęta z łączności. Była jednak pewna, że dopnie swego. Jeśli ktokolwiek w ogóle był
zdolny wpędzić tę trzódkę na właściwą łączkę, to tylko ona!
Moje dziewczęta! ten sposób zwracania się do podopiecznych
brzmiał, rzec można, dość familiarnie, lecz nie było w nim nadmiernej
poufałości. Dotychczas powiedziała stanowiłyśmy tu mniej
szość i nie było nam zbyt łatwo przeciwstawiać się przekonaniu
mężczyzn o ich wyższości. Odtąd jednak, nareszcie wzmocnione liczeb
nie, jesteśmy zwartym pododdziałem, który już coś zuacz.y i obok
[ Pobierz całość w formacie PDF ]