[ Pobierz całość w formacie PDF ]

patrząc na te wszystkie twarze, myślę, że czuli to samo. Cóż, poza Torin, który patrzył
na nas ze znudzonym wyrazem twarzy.
Wyszłam z pokoju i poszłam na górę, podążając za Finley i Izzy. Byłam już prawie na
półpiętrze, kiedy światło nagle błysnęło mi w oczy. Na początku myślałam, że to tylko
blask z okna na szczycie schodów i podniosłam rękę, by osłonid twarz. I wtedy
zorientowałam się, że to światło pochodziło z mojej ręki. Patrzyłam jak jasny, złoty
połysk otacza moją rękę, rozprzestrzeniający się na cały mój tułów. Izzy obróciła się i
zobaczyłam jak jej usta się otwierają. Sięgnęła do mojego rękawa, ale jak się okazało,
jej palce przeszły przeze mnie i moja ręka zniknęła.
Złota wid poruszała się teraz szybciej, wijąc się wokół mojego ciała jak węże.
Widziałam jak moje nogi stają się prześwitujące i znikają obie na raz.
To wszystko stało się tak szybko, że nie miałam nawet czasu na panikę. Wszystko, co
mogłam zrobid, to spojrzed w dół na mamę, która biegła do mnie po schodach,
wykrzykując moje imię.
- Mamo! – poczułam jak moje usta się poruszają, ale nie wydobył się z nich żaden
dźwięk. Ktoś inny biegł ku korytarzowi i pomyślałam, że to pewnie tata. Ale wtedy
blask pokrył moje oczy, oślepiając mnie. To było dziwne uczucie ciągnięcia i uginania,
jakby ktoś próbował złożyd moje ciało do kupy i poruszał się tak szybko, że moje
każda moja kośd brzęczała. To było jak bycie wciąganym przez tornado.
I wtedy nagle wszystko ustało.
Stałam, co wydawało się byd cudem, biorąc pod uwagę, jak bardzo byłam
roztrzęsiona. Oddech był bardzo bolesny i przyglądałam się swoim stopom, próbując
sobie przypomnied, jak oddychad, by nie brzmied jak wentylowany mors.
Ewentualnie, by charczenie stało się sapaniem, ale wciąż coś było nie tak z moimi
oczami. Miałam na sobie białe, obskurne tenisówki, ale teraz moje nogi wydawały się
czarne. Miałam na sobie kolanówki?
Zamrugałam ponownie. U Brannick miałam na sobie jeansy. Teraz nad kolanami
widziałam niebiesko-czarno-zieloną kratę.
Spojrzałam w górę i nagle już nie dyszałam. Nawet nie oddychałam.
Dom był jeszcze bardziej walący się, a paprocie, które porastały frontowe drzwi były
martwe. To, co kiedyś było „zwisem” z przodu ganku teraz bardziej przypominało
krater i mimo że był sierpień, nie było żadnych liści na dębach, które wcześniej
zacieniały to miejsce.
Nie wiedziałam jak, ani dlaczego, ale nie dało się temu zaprzeczyć.
Byłam znowu w Hex Hall.
Część Druga
„- Ale ja nie chcę wchodzić między szaleńców.
- Nic na to nie poradzisz. – powiedział Kot. – Tu wszyscy jesteśmy szaleni.”
- Alicja w Krainie Czarów
Rozdział 13
Nie byłam sama na trawniku przed Hex Hall. Był tam tłum zgromadzonych
dzieciaków, w sumie koło setki, wszyscy wyglądali na tak samo zszokowanych i
roztrzęsionych jak ja. Zauważyłam Taylor, ciemnowłosą zmiennokształtną, z którą się
tak jakby przyjaźniłam, stała kilka stóp ode mnie. Jej oczy napotkały moje.
- Sophie? – zapytała zmieszana. – Skąd się tu wzięłaś? – Spojrzała w dół i wydawała
się być zaskoczona, że miała na sobie mundurek Hekate. – Skąd ja się tu wzięłam? –
dodała już bardziej do siebie niż do mnie.
Potrząsnęłam głową.
- Nie wiem.
Wśród uczniów pojawiał się gwar i wręcz czułam, jak zmieszanie przeradza się w
panikę. Niedaleko, dwie wróżki – pomyślałam, że Nausicaa i Siobhan – objęły się, a
kolorowe łzy zaczęły kapać z ich skrzydeł.
Gdy przechodziłam przez tłum, słyszałam tylko urywki rozmów. Pojawiały się tam
słowa typu „złoty blask” i „bycie wciąganym przez powietrze”. Widocznie to, co
przytrafiło się mi, przytrafiło się też reszcie z nich.
Dużo myślałam przez ostatnie kilka miesięcy, ale teraz byłam jak sparaliżowana.
Stałam na trawniku w Hex Hall, ubrana w mundurek, otoczona przez byłych
znajomych z klasy, nie mając zielonego pojęcia, co zrobić. W końcu mieliśmy z
Brannick plan. Dotrzeć do Irlandii, do Lough Bealach. Zgromadzić górę diablego szkła.
Moje magiczne przeniesienie z powrotem na Graymalkin – miejsce, które dziwnie
zniknęło – nie było w żadnym z tych planów.
Obracając się, szukałam bardziej znajomych twarzy. Cały teren był otoczony mgłą,
zasłaniając wszystko za drzewami otaczającymi podjazd. Białe, gorące słońce było
schowane za szarymi chmurami.
Wciąż zmieszana zaczęłam iść w kierunku domu. I wtedy usłyszałam:
- Sophie.
Obróciłam się. Jenna posłała mi niepewny uśmiech, jej różowe włosy wyblakły, a
twarz zbielała.
- Tu jesteś – powiedziała, jakbyśmy się nie widziały przez kilka minut, a nie tygodni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl