[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ślepe ściany składów i wysoki mur ogrodu. W jednym tylko miejscu te nieskończenie nudne,
jakby florenckie, mury przerywała pierwsza z bram prowadząca na wielki dziedziniec.
Lekcje moje popołudniowe na mieście i korepetycje wieczorne w domu kończyły się do-
piero około godziny dziesiątej. O tej porze mogłem brać się do swoich własnych zadań. Dla
ułatwienia sobie roboty szedłem niemal codziennie po godzinie dziesiątej wieczorem do Jana
Wacława dla odrabiania z nim razem jutrzejszych kawałków , albo, co się zdarzało najczę-
ściej, dla wspólnego czytania i zapamiętałego dyskutowania aż do póznej godziny.
Czytaliśmy, co tylko gdzie było na placu, w jakiejkolwiek szafie: Wiktora Hugo i Karola
Libelta, Słowackiego i Turgieniewa, Henryka Tomasza Buckle a i Brandesa, Mickiewicza i
Drapera, Quineta i Sienkiewicza. Czasami, w księżycowe noce, wykradaliśmy się przez okno
i jedną z owych starych bram chyłkiem za miasto, za przedmieście zwane Pocieszką , aż na
odludną szosę warszawską. Tam w pustce zupełnej, podczas cichej nocy, Jan Wacław wygła-
szał monolog Nika z Marii Stuart, wiersz do matki lub Grób Agamemnona Słowackiego: Nik
121
była to główna i najbardziej imponująca rola w repertuarze Jana Wacława. Nie była jednak
jedyną. Pasowała najbardziej do jego temperamentu, upodobań, brzmienia głosu grała się
sama . Jan Wacław, prymus wieczny i kandydat do złotego medalu, wyobrażał sobie podów-
czas, że jest najznakomitszym na kuli ziemskiej aktorem, wielkim tragikiem i płomiennym
artystą. Nosił długie włosy, tak zakazanie i karygodnie długie, iż niemało wycierpiał prześla-
dowań od dyrektora gimnazjum, Siewieriana Januaryjewicza Woronkowa, srogiego (z wierz-
chu) tyrana, a niedołężnego w gruncie rzeczy safanduły. %7ładne wszakże kary, grozby i wrza-
ski, tupanie nogami i neronowskie nastawianie okularów na długowłosego winowajcę nie
mogły skłonić Jana Wacława do ostrzyżenia absalonowych puklów.
Długie włosy bardziej niż temu prymusowi byłyby ś p i l o w a ł y mnie samemu, gim-
nazjalnemu, kieleckomiejskiemu, jedynemu na powiat, a kto wie czy nie na gubernię, poecie,
autorowi sławnych na całą naszą klasę i cieszących się zasłużoną poczytnością dramatów
Cola di Rienzo, Savonarola, Zbrodnia na Radostowic i bardzo wielu innych brulionów,
grubych jak słownik Knapskiego, pełnych poematów w dwunastu pieśniach , liryk, przeni-
kliwych studiów, krytyk, inwektyw, polemik, filipik. Jan Wacław mógł sobie pozwolić na
długie włosy. Nic sobie nie robił z wykrzykników Siewieriana Januaryjewicza:
Juvenis! Zapowiadam, że nie zobaczysz matury, jak swoich własnych uszu...
Ja strzygłem swe kędziory, byleby choć w ten sposób zażegnywać licho. Jan Wacław ma-
rzył o zagraniu wielkiej roli.
Raz zagrać wielką rolę i skonać! wyło się wówczas, wyciągając ręce do wiernego
współtowarzysza, księżyca, na szosie warszawskiej i powierzając temu cierpliwemu słucha-
czowi skargi, inwektywy i szyderstwa ukochanych poetów z niemałym krzykiem.
Zatopiony wówczas po same uszy w Słowackim, Jan Wacław nie przeczuwał, iż wypadnie
mu zagrać wielką rolę na scenie sto tysięcy razy większej, niż ją zakreślała młodzieńcza
wyobraznia, na olbrzymiej arenie Sybiru, Rosji, Francji że to on, Nik zapamiętały z naszej
wspólnej ławki, stanie się społecznym herezjarchą, wodzem tłumów, krwawym mistrzem w
dziele tworzenia rewolucji proletariackiej i że wielkie rzesze nędzarzy, brodiagów, baciarów
bez domu i mienia, iść będą za nim w ogień i wodę, ślepo wierząc w jego dziką macha-
jewszczyznę . Osiemnastoletnie serce ani wiedziało wówczas, ile ta rola kosztować będzie,
gdzie poniesie i pogoni ciało człowiecze, na jakie je skaże vincula, vulnera, exilium, jak je z
granic ojczyzny wypędzi i nękać będzie, zaiste, gorzej niż sama krótka śmierć.
Pewnego wieczora idąc, według zwyczaju, po godzinie dziesiątej do przyjaciela, wybrną-
łem z brudnych przejść bocznych i wydostałem się na szeroką Warszawską ulicę, zaopatrzoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]