[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miedzianÄ… osÅ‚onkÄ™. Wszystkie latarnie w hallu, zwykle oÅ›wietlane Å›wiecami, byÅ‚y 
wygaszone. KtoÅ› poruszaÅ‚ siÄ™ po zaciemnionym korytarzu. WyczuÅ‚a raczej, niż zobaczyÅ‚a 
jakiÅ› niewyrazny, ale dość duży ksztaÅ‚t poruszajÄ…cy siÄ™ obok jej drzwi. Jednak nie zdoÅ‚aÅ‚a 
dostrzec nic, poza tym, Å¼e byÅ‚ to czÅ‚owiek. Mrożąca krew w Å¼yÅ‚ach fala strachu przebiegÅ‚a 
po jej plecach. SchyliÅ‚a siÄ™ niemo, niezdolna do wydania jakiegokolwiek dzwiÄ™ku. Nie 
byÅ‚ to już lÄ™k podobny do tego, który wzbudziÅ‚ w niej wuj, ani obawa przed okrutnym 
Zarono, ani nawet ponurym lasem. To, co teraz czuÅ‚a, byÅ‚o Å›lepym, niewytÅ‚umaczalnym 
horrorem, który zÅ‚ożyÅ‚ swÄ… lodowatÄ… dÅ‚oÅ„ na jej duszy i przymroziÅ‚ jej jÄ™zyk do 
podniebienia. 
 Postać przemknęła ku schodom, gdzie przez moment oÅ›wietliÅ‚ jÄ… przyćmiony blask 
bijÄ…cy z pomieszczeÅ„ poniżej. ByÅ‚ to mężczyzna, ale niepodobny do Å¼adnego, jakiego 
Belesa dotychczas widziaÅ‚a. SprawiaÅ‚ wrażenie, jakby miaÅ‚ ogolonÄ… gÅ‚owÄ™ z lekko orlim 
rysem twarzy i bÅ‚yszczÄ…cÄ…, brÄ…zowÄ… skórÄ™, ciemniejszÄ…, niż skóra jej Å›niadych ziomków. 
GÅ‚owa górowaÅ‚a nad szerokimi, masywnymi ramionami odzianymi w czarny pÅ‚aszcz. Po 
chwili intruza już nie byÅ‚o. 
 SkuliÅ‚a siÄ™ w oczekiwaniu na krzyk, który oznajmiÅ‚by, Å¼e Å¼oÅ‚nierze dostrzegli go w 
wielkim hallu, ale paÅ‚ac pozostawaÅ‚ uÅ›piony. GdzieÅ› tylko wiatr zawyÅ‚ gwiżdżąco. To 
wszystko. 
 RÄ™ce Belesy byÅ‚y wilgotne od potu, gdy szukaÅ‚a po ciemku Å›wiecy, Å¼eby jÄ… 
ponownie zapalić. Nadal byÅ‚a roztrzÄ™siona ze strachu, ale nie mogÅ‚a pojąć, co takiego w 
tej czarnej postaci wzbudziÅ‚o w niej krwawÄ… nienawiść. WiedziaÅ‚a tylko, Å¼e ten widok 
pozbawiÅ‚ jÄ… caÅ‚kowicie tak niedawno odzyskanej pewnoÅ›ci siebie. ByÅ‚a totalnie 
zrozpaczona, niezdolna uczynić ruchu. 
 Zwieca zapÅ‚onęła, oÅ›wietlajÄ…c bladÄ… twarz Tiny Å¼Ã³Å‚tym Å›wiatÅ‚em. 
   To byÅ‚ czarny mężczyzna!   wyszeptaÅ‚a Tina.   Wiem o tym! Moja krew zmroziÅ‚a 
siÄ™ w Å¼yÅ‚ach, tak samo, jak wtedy, gdy widziaÅ‚am go na plaży. Na dole sÄ… Å¼oÅ‚nierze   
dlaczego go nie zauważyli? Czy powinnyÅ›my powiedzieć hrabiemu? 
 Belesa pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…. Nie zamierzaÅ‚a powtarzać sceny, która nastÄ…piÅ‚a po 
pierwszej wzmiance Tiny o czarnym czÅ‚owieku. Poza tym, nie Å›miaÅ‚aby wyjść teraz na 
ciemny korytarz. 
37
Conan i Skarb Tranicosa
   Nie możemy iść do lasu!   zadrżaÅ‚a Tina.   On siÄ™ tam ukrywa. 
 Belesa nie spytaÅ‚a, skÄ…d dziewczyna wiedziaÅ‚a, Å¼e mężczyzna bÄ™dzie wÅ‚aÅ›nie w 
lesie. WydawaÅ‚o siÄ™ to dość logicznym miejscem dla jakiegokolwiek zÅ‚a   nieważne, 
czÅ‚owieka, czy diabÅ‚a. WiedziaÅ‚a, Å¼e Tina ma racjÄ™. Nie mogÅ‚y teraz opuÅ›cić fortu. Jej, 
niewzruszona na myÅ›l o pewnej Å›mierci determinacja, ustÄ…piÅ‚a myÅ›li o przemykaniu siÄ™ 
przez te ciemne lasy w towarzystwie jakieÅ› mrocznej, zÅ‚owieszczej istoty buszujÄ…cej 
miÄ™dzy drzewami. Bezradnie usiadÅ‚a na podÅ‚odze i zatopiÅ‚a twarz w dÅ‚oniach. 
 Tina usnęła wkrótce na Å‚ożu. Na jej dÅ‚ugich rzÄ™sach migotaÅ‚y wielkie Å‚zy, gdy 
miotaÅ‚a siÄ™ w niespokojnym Å›nie. Belesa czuwaÅ‚a. 
 Kiedy zbliżaÅ‚ siÄ™ Å›wit, Belesa zauważyÅ‚a pogorszenie pogody. UsÅ‚yszaÅ‚a niski 
rumor grzmotu, gdzieÅ› nad morzem i wygasiÅ‚a ledwie tlÄ…cÄ… siÄ™ Å›wieczkÄ™. PodeszÅ‚a do 
okna skÄ…d mogÅ‚a zobaczyć zarówno ocean, jak i szeroki pas lasu za fortem. 
 MgÅ‚a zniknęła, a wzdÅ‚uż wschodniego horyzontu rozwinęła siÄ™ blada i cienka 
wstążka wczesnego Å›witu. Od strony morza jednakże, powstawaÅ‚a ciemna masa 
skotÅ‚owanego powietrza. Nagle, wystrzeliÅ‚a z niej bÅ‚yskawica i grzmotnęła o wodÄ™ z 
gÅ‚oÅ›nym hukiem. W odpowiedzi, z lasu daÅ‚a siÄ™ sÅ‚yszeć jakiÅ› haÅ‚as. 
 Zdziwiona Belesa odwróciÅ‚a siÄ™ i zaczęła wpatrywać miÄ™dzy drzewa, w 
nieprzeniknionÄ…, ponurÄ… gÄ™stwinÄ™. Dziwne rytmiczne pulsowanie dobiegÅ‚o jej uszu   
jakby bÄ™bniÄ…ce echo, które nie przypominaÅ‚o dzwiÄ™ku piktyjskiego tam tamu. 
   BÄ™ben!   krzyknęła Tina, spazmatycznie otwierajÄ…c i zaciskajÄ…c palce przez sen.   
Czarny czÅ‚owiek! Uderza w czarny bÄ™ben! W czarnym lesie! Och, Mitro, chroÅ„ nas! 
 Belesa zadrżaÅ‚a. Czarna chmura nad zachodnim horyzontem, wiÅ‚a siÄ™ i falowaÅ‚a, 
puchnÄ…c i rozszerzajÄ…c siÄ™. PatrzyÅ‚a zdumiona, gdyż poprzedniego lata o tej porze nie byÅ‚o 
takich sztormów, a ona sama nigdy w Å¼yciu nie widziaÅ‚a takiej chmury. 
 ZbliżaÅ‚a siÄ™, bulgoczÄ…c nad widnokrÄ™giem olbrzymiÄ… czarnÄ… masÄ… napÄ™dzanÄ… przez 
bÅ‚Ä™kitny ogieÅ„. WirowaÅ‚a i pulsowaÅ‚a, a wiatr szalaÅ‚ w jej wnÄ™trzu. HaÅ‚as, jaki czyniÅ‚a, 
sprawiaÅ‚, Å¼e powietrze drżaÅ‚o. Wtem inny dzwiÄ™k doÅ‚Ä…czyÅ‚ do kakofonii grzmotów   
Å›widrujÄ…cy gwizd wichru, który pÄ™dziÅ‚ chmurÄ™ w kierunku brzegu. Fioletowy horyzont 
rozrywaÅ‚y raz po raz srebrne bÅ‚yski. Daleko w morzu widziaÅ‚a już spienione pióropusze 
38
Conan i Skarb Tranicosa
fal umykajÄ…ce przed dmÄ…cym wiatrem. SÅ‚yszaÅ‚a jak siÄ™ zbliża, ryczÄ…c coraz gÅ‚oÅ›niej i 
gÅ‚oÅ›niej. 
 Jednakże na razie, nawet podmuch nie dotarÅ‚ do lÄ…du. Powietrze pozostawaÅ‚o 
gorÄ…ce i duszne. ByÅ‚o coÅ› nienaturalnego w tym kontraÅ›cie: tam daleko   wicher, grzmoty i 
chaos sunÄ…cy prosto na nich, ale tutaj   porażajÄ…ca cisza. GdzieÅ› poniżej jej okna trzasnęły 
drzwi, niczym brutalne wtargniÄ™cie w tÄ™ niezmÄ…conÄ… ciszÄ™ i odezwaÅ‚ siÄ™ gÅ‚os kobiety 
krzyczÄ…cej na alarm. Jednak wiÄ™kszość ludzi w forcie jeszcze spaÅ‚a, nieÅ›wiadoma 
zbliżajÄ…cego siÄ™ huraganu. 
 ZdaÅ‚a sobie sprawÄ™, Å¼e nadal sÅ‚yszaÅ‚a tajemnicze bicie w bÄ™ben. SpojrzaÅ‚a w stronÄ™ 
ciemnego lasu, z uczuciem gÄ™siej skórki na karku. Nic nie dojrzaÅ‚a, ale jakaÅ›  [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl