[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wygląda tak, jakby chciał mnie oskalpować?
Wstyd powiedzieć, ale całkiem zapomniała o swym partnerze.
- To Will Roberts - odparła pośpiesznie. - Chce zrobić specjalizację z
anestezjologii.
- Ach, tak. Zatem oskalpowanie przebiegnie bezboleśnie... Czy on ma do
ciebie jakieś prawa?
Nie miała ochoty mówić Markowi, że Will jest jej sympatią. Postanowiła
grać na zwłokę.
- Przyszłam tu z nim - odparła wykrętnie. - Często się widujemy.
- Rozumiem. Tak więc pełna rozwagi starość będzie musiała ustąpić
miejsca impulsywnej młodości. Ty wrócisz do niego, a ja pójdę coś przekąsić.
Spontanicznie uścisnęła mu dłoń.
- Cieszę się, że przyszedłeś. I wcale nie uważam cię za starego.
- Jestem starszy od ciebie o całe dziesięć lat - przypomniał. - Przedstaw
mnie temu młodemu człowiekowi, żeby się przekonał, że nie ma się czego
obawiać.
- Czy ze wszystkiego musisz sobie żartować?
Naturalnie Will był nienagannie uprzejmy.
- 47 -
S
R
Z jego twarzy zniknął wyraz rozdrażnienia, który oboje przed chwilą za-
uważyli. Panowie podali sobie ręce i wymienili parę grzecznościowych uwag.
Gdy Mark poszedł coś zjeść, Rosalinda zatańczyła z Willem - ale jakoś zupełnie
nie sprawiło jej to przyjemności.
- Już kiedyś spotkałam doktora Harrisona - oznajmiła. - Bardzo go lubię i
cieszę się, że będę z nim pracować.
Will zmarszczył brwi.
- To przystojny facet, lepiej jednak na niego uważaj; ma opinię
kobieciarza.
- A niby skąd ty to możesz wiedzieć? - spytała zdumiona.
- Mogę, bo słucham, co ludzie mówią w szpitalu. I jestem tego pewien.
No, ale teraz chyba da ci spokój; w końcu widział, że jesteś ze mną. Zna też
twoją rodzinę, więc... nic ci nie grozi.
- Sama umiem zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Teraz była już niezle rozzłoszczona. Zobaczyła, że Mark stoi w drugim
końcu pokoju, przyjaznie gawędząc z Lizą i Alexem.
Ogarnęło ją rozgoryczenie, choć przecież bez powodu: w końcu, kimże
dla niej jest, żeby się aż tak przejmować?
- 48 -
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Nie było to reprezentacyjne pomieszczenie - łóżko, szafa, komoda, biurko
i półka na książki. W dodatku z widokiem na parking i tylne wejście do pralni.
Rosalinda miała tu mieszkać przez cały rok, toteż powiesiła na ścianie kilka
ulubionych obrazków, a także uporządkowała notatki i książki. Wiedziała, że z
czasem rozgości się tutaj i poczuje jak u siebie. Jest lekarzem mieszkającym w
pobliżu miejsca pracy, w hoteliku należącym do szpitala. I w dodatku jeszcze jej
płacą!
Oficjalnie zaczynała pracę w szpitalu dopiero nazajutrz, jednak w swym
boksie znalazła dziś wiadomość od Marka - wraz z dwojgiem innych stażystów
miała stawić się u niego na rozmowę.
Cieszyła się z tego z powodów nie tylko profesjonalnych. Na przyjęciu
zauważyła w Marku duże zmiany i teraz była ciekawa, jak też ułożą się ich
stosunki. Wprawdzie do końca zabawy Will nie odstępował jej niemal na krok,
ale zdołała jeszcze raz zamienić z Markiem parę słów. W jego niebieskich
oczach wyczytała, że naprawdę cieszy go to spotkanie.
Sama nie wiedziała, co myśleć o rewelacjach, jakimi uraczył ją Will
tamtego wieczoru. Owszem, przelotne romanse są w szpitalu nie lada pokusą.
Kobiety i mężczyzni pracują razem na niedużej powierzchni, o najdziwniejszych
porach, często w sytuacjach ekstremalnych, na pograniczu życia i śmierci.
Zdarzało się też, niestety, że lekarze o wyrobionej pozycji najzwyczajniej
wykorzystywali swoje stanowisko.
Czy Mark może być właśnie taki? Jest przystojny i na pewno podoba się
kobietom. A ten jego ironiczny ton i na wpół żartobliwe podejście do życia...
Rzeczywiście, nie licuje to z ustatkowaniem się i ożenkiem.
Jednak z drugiej strony... Na wyspie pocałował ją - czy też raczej ona
pocałowała jego. Nie wykorzystał tego, co było trochę dziwne. Instynktownie
czuła, że jest wrażliwy i subtelny.
- 49 -
S
R
Miło było wejść do pokoju lekarskiego - teraz miała już do tego pełne
prawo, nie musiała czekać na zaproszenie. W środku zastała Alison Barnes i
kujona nazwiskiem Eric Hart. Przywitali się, poczęstowali kawą i ciasteczkami i
usiedli w rogu, czekając na Marka.
Gdy wszedł, pomachał im ręką na powitanie. Miał na sobie dżinsy i
czerwoną koszulę w kratkę. Tak jak oni, wziął sobie kawy. Na jego widok
Rosalindę ogarnęło nagłe podekscytowanie - wyglądał tak przyjaznie i
sympatycznie! Ależ to będzie radość pracować razem z nim!
- Chciałbym wam powiedzieć parę słów - odezwał się, siadając na krześle.
- Pan Edwards, który formalnie jest waszym konsultantem, ma na głowie
przychodnię, komitety, zebrania i inne podobne atrakcje, dlatego częściej niż z
nim, będziecie się widywać ze mną. - Upił łyk kawy i uśmiechnął się do nich
krzepiąco. - Jeśli będą jakieś problemy, zawsze możecie zwrócić się o radę do
starszego lekarza. Ale pamiętajcie, że teraz to wy podejmujecie ostateczne
decyzje i odpowiadacie za życie pacjentów. Nie da się tego uniknąć; taka już
uroda naszego zawodu. W razie jakichkolwiek wątpliwości, bez wahania
wzywajcie mnie przez pager. I jeszcze jedno... Będziecie mieć mnóstwo roboty,
będziecie padać ze zmęczenia i czuć, że wszyscy was wykorzystują. Po części to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]