[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pani i pan Ashland. Wcześniej twierdził, że nie wejdzie na salę
porodową, bo na pewno zemdleje. Podobno zmienił zdanie, gdy żona
przypomniała mu, ilu jagniętom pomógł przyjść na świat - wyjaśniła im
rozbawionym tonem Faith.
Daniel z dumą oprowadził Sam po niewielkim, ale doskonale
wyposażonym oddziale, który w niczym nie ustępował wielkomiejskim
oddziałom położniczym.
- Jak widzisz, jesteśmy przygotowani niemal na każdą okoliczność, ale
mimo to trzymamy kciuki, żeby ten sprzęt nie znalazł zastosowania.
RS
49
- Nic nas nie zaskoczy - przyznała Sam.
- Już idą - ostrzegła ich Faith, nasłuchując odgłosów z korytarza.
- Czy to znaczy, że oczekuje mnie cały personel tego szpitala? - zdumiała
się Janet Ashland na widok takiego komitetu powitalnego.
Była już w koszuli i szlafroku, w których przyjechała do ośrodka lub
przebrała się na miejscu, bo na pewno nie był to strój szpitalny. Przyszłe
matki miały w tym zakresie wolny wybór.
- Jak by to ładnie ująć? - zaczaj Daniel. - Przez cały dzień nic się nie działo
i jest to dzisiaj jedyna atrakcja godna uwagi w całym miasteczku.
Sam zauważyła, że Mark Ashland trzyma się nieco z tyłu, jakby żałował,
że tu się znalazł, tym bardziej że jego żona zaczęła bardzo głośno oddychać i
sapać z powodu kolejnego skurczu.
- Nie wygląda to tak swojsko jak w owczarni, prawda, panie Ashland? -
zagadnęła Faith, pomagając mu włożyć największy zielony fartuch, jaki
znalazła.
Mark Ashland był tak zdenerwowany, że nie byłby w stanie zawiązać go
sobie na karku, nawet gdyby miał obie ręce.
- Nie byłoby was stać na moją jagnięcinę, gdybym musiał tyle płacić za
ich porody - odciął się.
- Jak to dobrze, że tego jednego jagniątka nie zamierzamy zjeść - wysapała
Janet Ashland, ciężko przysiadając na brzegu łóżka.
Faith zmierzyła jej ciśnienie.
- Trochę podwyższone - stwierdziła, po czym pomogła rodzącej ułożyć się
wygodnie.
- Mnie to wcale nie dziwi - mruknęła pani Ashland. - Każdy, kto chodziłby
z takim ciężarem u pasa, miałby trochę podwyższone ciśnienie. Nie każdy
może być chudy jak szczapa.
Sam z trudem pohamowała śmiech. Janet nigdy nie będzie chuda jak
szczapa. Należy do kobiet szczodrze wyposażonych przez naturę i jest
doskonałym uzupełnieniem swojego postawnego małżonka.
Zerknęła na Daniela i zauważyła, że on też próbuje ukryć rozbawienie.
Znowu są na tej samej częstotliwości! Jak wtedy. Od pierwszego dnia
znajomości.
Nigdy nie zapomni, jak pewnego razu spóznił się na wykład wyjątkowo
niesympatycznego profesora i szukając miejsca jak najbliżej drzwi, na
wypadek gdyby go wzywano, usiadł prawie na jej kolanach.
RS
50
RS
51
Rozdział siódmy
- Zdaje się, że to jest wbrew tradycji - szepnął, spoglądając na nią
niebieskimi oczami. - Spróbujemy kiedyś zgodnie z tradycją?
Była zbyt speszona, by cokolwiek powiedzieć. Czuła tylko ciepło jego
ciała przyciskającego się do niej na drewnianej ławce. Dobrze, że profesor
rozpoczął już wykład, bo zupełnie skołowana mogłaby palnąć jakieś nie-
wybaczalne głupstwo.
Riposta, nad którą głowiła się przez następne pół godziny, na nic się nie
przydała. Wykład kilkakrotnie przerywały odgłosy pagerów, a pod sam
koniec prezentacji wezwano również Daniela.
Nigdy nie zapomni szelmowskiego uśmiechu, jakim się z nią pożegnał,
mimo że nie miała wówczas okazji przeczytać jego imienia i nazwiska na
identyfikatorze. Zabrakło jej też tego czegoś, co kazało innym kobietom
rzucić się w pogoń za takim okazem.
Pogodziła się z myślą, że już go nie spotka, gdy pewnego dnia rozległo się
pukanie do jej służbowego mieszkanka w szpitalu.
- Spróbujemy? - zapytał od drzwi.
Miał głos znacznie niższy niż to, co zapamiętała z sali wykładowej, lecz
cała reszta odpowiadała wyrytemu w jej głowie portretowi.
Jego niebieskie oczy nadal rzucały ten sam urok i drażniły jej bezbronne
zmysły.
Co się z nią dzieje? Jeszcze żaden mężczyzna nie wywarł na niej takiego
wrażenia.
Prawdę mówiąc, była tak pochłonięta nauką, specjalizacją z wymarzonej
pediatrii, że nawet nie bardzo rozpoznawała płeć otaczających ją osób.
Jej reakcja na tego mężczyznę nie pozostawiała żadnych wątpliwości.
- Czego mamy spróbować? - Mocno trzymała się klamki uchylonych
drzwi, by nie zemdleć z nadmiaru emocji u jego stóp.
- Jak to? Tej drugiej pozycji. Mieliśmy sprawdzić, czy lepiej jest, gdy ty
siedzisz na moich kolanach, zamiast ja na twoich.
Oboje wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. I w ten sposób znalazł się
w jej pokoju oraz w jej życiu.
Kiedyś jego uwagę przyciągnęły wesołe iskierki w jej oczach,
przypomniał sobie, patrząc teraz w ich szaroniebieską toń.
Czuł się bardzo niewyraznie, lądując niespodziewanie na kolanach
zupełnie obcej dziewczyny na oczach całego audytorium kolegów po fachu.
RS
52
[ Pobierz całość w formacie PDF ]