[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dań. - Tutaj się urodziłem.
- Jesteś Nowozelandczykiem? Nigdy bym nie przypuszczała.
Ale teraz, gdy mi już to powiedziałeś, rzeczywiście słyszę lekką
intonację w twoim akcencie.
- Nie zatarły jej lata pobytu w Anglii? - roześmiał się.
- Na szczęście, nie - odparła Sally, dodając z nieśmiałym
uśmiechem - nawet ją lubię. - Rozejrzała się wokół i przeniosła
wzrok na swoją prostą, białą bluzkę i bawełnianą spódniczkę w
kwiaty. - Cieszę się, że widzę tu zwyczajne stroje.
- Tak, a ty - Max zerknął kątem oka na jej nogi w sandałach i
schludne ubranie - w każdym stroju zwyczajnym, nieoficjalnym,
wszystko jedno jakim, wyglądasz świetnie.
Mogę się założyć, przemknęło Sally po głowie, że jego była
narzeczona, czy Winterton nie wspomniał, że nazywa się
Francine Jakaśtam?, ubierała się jak modelka. Daję głowę,
pomyślała sobie, że on za tym przepadał. - Dziękuję, że
podtrzymałeś mnie na duchu - powiedziała na głos.
- Jutro mamy wolne - oświadczył po zakończeniu obiadu - po
to, żeby przyzwyczaić się do różnicy czasu. - Z kieszeni
marynarki wyjął jakąś kartkę.
- Pojutrze podpisywanie książek w największej księgarni, a
potem spotkanie z czytelnikami i parę rozmów. Pod koniec
tygodnia wyjeżdżamy z Auckland. Już wynająłem samochód. -
Schował do kieszeni plan spotkań. - Powinniśmy też mieć czas
na zwiedzanie miasta.
RS
35
- O tak, błagam! - promieniując radością Sally klasnęła w
ręce. Ziewnęła. - Bardzo przepraszam, Max.
- To znak, że musisz nadrobić zaległości w spaniu -
powiedział Max, podnosząc się od stołu.
Wziął jej klucz, otworzył drzwi i przytrzymał ramieniem,
żeby się nie zamknęły.
- Max, czy jutro - Sally spojrzała na niego - mogłabym
powłóczyć się po mieście i rozejrzeć za jakimiś ciuchami?
- Możesz robić, co chcesz. Należysz do tego rodzaju kobiet,
które nie lubią ciągnąć wszędzie za sobą mężczyzn?
- Jeśli ten mężczyzna - odparła z bijącym sercem - ofiarowuje
swoje usługi w charakterze przewodnika, to odpowiedz na twoje
pytanie brzmi: nie.
- Znakomicie. Wcześnie wstaję, idę na szybki spacer, trochę
piszę i jem śniadanie. A ty?
- Wstaję, gdy obudzi mnie budzik, przez chwilę się
gimnastykuję, coś jem i zbieram notatki do lekcji. Potem idę do
szkoły.
- No, tak. W tej sytuacji będziesz musiała zmienić swój
dotychczasowy rozkład zajęć, prawda? Teraz jest inczej.
Zmieniłaś zawód.
- Masz rację. Muszę to sobie uporządkować. - Sally zaczęła
liczyć na palcach: - Pobudka, gimnastyka, śniadanie - a potem
już będę na każde twoje skinienie.
Max lekko przymrużył powieki, jakby więcej odczytywał z jej
słów, niż chciała powiedzieć. Uświadomiła sobie, lekko się
rumieniąc, jak szybko reagował na sygnały zmysłowe, nawet
niezamierzone.
- Dobranoc, Max - powiedziała, lekko opierając się o drzwi. -
To był bardzo długi dzień. Dziękuję za wszystko. Chyba nie
będziesz żałował, że zaproponowałeś mi tę pracę. Przynajmniej
mam taką nadzieję.
- To raczej ty możesz żałować - odparł odwracając się. - Może
się okazać, że jestem demonem.
RS
36
- Demonem pracy - to całkiem możliwe, że jako człowiek? -
Sally potrząsnęła głową. - O, nie!
- Nie zakładałbym się o to - brzmiała jego odpowiedz z głębi
korytarza.
Wstał upalny, słoneczny dzień, który spędzili na robieniu
zakupów i zwiedzaniu miasta.
Gdy zmęczeni, ale szczęśliwi wrócili do hotelu, Sally
powiedziała, że chce przymierzyć nowe stroje i wziąć prysznic
przed kolacją.
W odkrytym przez siebie magazynie z odzieżą Sally kupiła
dwa czy trzy damskie komplety, które można było dowolnie
zestawiać. Gdy je wybierała, Max poszedł z wizytą do swego
miejscowego wydawcy.
Kiedy po godzinie wrócił, pokazał jej bilety na rejs po porcie
Waitemata. Po wypiciu kawy w kawiarni przed portem, poszli
na przystań, gdzie oczekiwali na przybicie stateczku.
Siedząc w gorącym słońcu na ławce, Sally wsłuchiwała się w
obcojęzyczny gwar. Obserwowała kursujące tam i z powrotem
promy, wiosłujących w różnych kierunkach wioślarzy oraz
szybujące w silnym wietrze mewy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]